Czyli co było, zanim się to wszystko zaczęło. Jak mutanci się poznali, znaleźli, odkryli swoje moce, nauczyli z nich korzystać, znaleźli swoje miejsce na Ziemii. Jak Magneto stał się złym, jak Profesor X stracił czucie w nogach, takie tam.

Kino akcji dobre, choć nie jest to ani nowa jakość w serii o X-menach na miarę "Batmanów" Nolana, ani jakieś szczególna rewelacja. Tylko dobre... i mi wystarczy. Fabuła jest konkretna i dokładna, nie ma w nim absurdów, najwyżej naciągnięcia. Kolejne akcje są połączone bardzo sprawnie dyktandem fabuły, nie ma przewagi efektów nad porządkiem filmu, i to jest fajne. Moce X-Menów też dobrze i z umiarem wykorzystano (bardzo fajne ujęcie z biegającym Bestią). Co do scen akcji nie mam zastrzeżeń - czasami tylko brakowało mi ujęć ogólnych (scena podnoszenia łodzi podwodnej przez Magneto i ani jednej panoramy - szkoda !!), ale oprócz tego jest zróżnicowanie i bardzo efektownie, więc na duży plus.

McAvoy i Bacon wymiatają scenę, kilka metrów za nim tupta sobie reszta obsady bez większych błysków. Brytyjczyk stworzył bardzo fajną postać: poważną i budzącą zaufanie. Ręce w kieszeni, garnitur, wyluzowanie i branie na poważnie całej sprawy jednocześnie. A Bacon... zło bawiące się czynieniem zła, dla samego faktu. Cudna rola.

Minusy? Szkoda, że Shaw robi to po prostu z nudów... I kolejna kwestia podchodząca podczepianie się w sumie: nie wiem, czy tak mocne umieszczanie w rzeczywistości (co kraj to innym językiem mówią, konkretne daty i miejsca akcji, wypowiedzi Kennedy'ego) tej wymyślonej fabuły wyszło na dobre, przez co młodsi widzowie mogą uwierzyć, że mutanci naprawdę byli w obozach zagłady w Polsce, i o mało nie wywołali w latach 60 WW3.


7/10.