Większość krytyków filmowych wręcz rozpływała się nad najnowszą odsłoną historii o mutantach obdarzonych supermocami. Wychwalano pod niebiosa świetny scenariusz, chwalono obsadę i doceniano efektowne sceny akcji. Po paru miesiącach od kinowej premiery obrazu, dostajemy szansę przyjrzenia się losom młodych zmutowanych na spokojnie, bez wszechobecnego hype'u i Oscarowego szaleństwa w tle. Czy najnowsza produkcja Matthew Vaughna (reżyser) spełnia pokładane w niej nadzieje?
Za najlepszą ekranizację sagi o mutantach można z powodzeniem uznać część drugą. "X-men 2" miał bowiem wszystko, czego można by wymagać od obrazu o komiksowych superbohaterach - świetnie rozpisany scenariusz, odpowiednie zbalansowanie proporcji akcja-fabuła, dynamicznie i fantastycznie nakręcone sceny pojedynków...Listę zalet drugiej odsłony serii spokojnie można rozbudowywać o kolejne atuty. Niestety, wraz z następnymi epizodami, jakość filmów sukcesywnie spadała. "Trójka" o podtytule "Ostatni Bastion" była zbyt skoncentrowana na spektakularnych efektach specjalnych i cierpiała na nagromadzenie bohaterów, z których rzadko który miał poświęconą odpowiednią ilość ekranowego czasu, o pogłębianiu rys psychologicznych protagonistów nie wspominając. "X-Men Geneza: Wolverine" z drugiej strony nie wykorzystał potencjału niezwykle charyzmatycznej postaci tytułowego rosomaka, do tego kulał scenariuszowo.
Przed Vaughnem postawiono zatem trudne zadanie - dorównać części drugiej. Niestety, wygląda na to, że wbrew hurraoptymistycznym opiniom wielu widzów, "X-Men" Pierwsza klasa" to film o co najmniej dwie klasy gorszy od świetnej "dwójeczki". Powodów ku takiemu stwierdzeniu jest kilka.
Autorom scenariusza trzeba z ręką na sercu przyznać, iż skrypt został opracowany wzorowo. Film rozpoczyna się od przedstawienia losów młodego Magneto (Michael Fassbender)) i Profesora X (James McAvoy) w czasach drugiej wojny światowej. Podczas gdy ten drugi, Charles Xavier, wiedzie dość spokojne życie w bogatej rodzinie, pierwszy protagonista, Erik Lehnsherra, przeżywa katusze w obozie koncentracyjnym. Będąc jako dziecko zmuszanym poprzez tortury do używania swej magnetycznej mocy, jako dorosły człowiek postanawia odnaleźć swego oprawcę, Sebastiana Shawa (Kevin Bacon) i zemścić się za doświadczone krzywdy. W kolejnych partiach filmu losy Charlesa i Erika splatają się - stają oni na czele grupy superbohaterów złożonej z innych osób "szczególnie uzdolnionych" - młodych mutantów. Fabuła najnowszych "X-menów" nie jest płytka, główne postacie mają odpowiednio nakreślone charaktery (któż by przypuszczał, iż z Profesora był taki hulaka!) a rozwój wypadków jest interesujący. Konfrontacja dwóch odmiennych ideologii i charakterów reprezentowanych przez Xaviera i Magneto dodatkowo pogłębia ukazaną w filmie historię. Niestety, pierwszy grzech "Pierwszej klasy" to niezbyt dobre przełożenie scenariusza na klatki filmowe. Historia która na papierze wygląda świetnie, w obrazie Vaughna została rozwleczona na ponad 2-godzinny seans. Niektóre sceny spokojnie można by z obrazu usunąć, bez szkody dla ogólnego wydźwięku filmu. Do tego sam etap zbierania przysłowiowej "Drużyny Pierścienia" nieco mierzi.
Jak już wcześniej wspomniałem, dwójka głównych bohaterów została opracowana i przedstawiona w odpowiedni sposób. Inaczej jednak ma się sprawa z pozostałymi członkami drużyny "X-men". Nie dość, że wybrano bodajże najmniej efektownych mutantów (Angel z motylimi skrzydłami; Alex Summers - zdecydowanie odstający od swego brata Cyclopa pod względem posiadanych mocy czy chociażby Darwin - osobnik przystosowujący się do dowolnych warunków panujących na kuli ziemskiej), to do tego nie dano im zbytniej okazji do zaprezentowania swych umiejętności. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, iż wspomniane wyżej postacie czynią największy użytek ze swych mocy podczas...sesji treningowych? Tutaj na jaw wychodzi druga, karygodna bolączka "Pierwszej klasy" - zbyt mała ilość spektakularnych pojedynków. Jedyna scena, która naprawdę robi wrażenie, to przerwanie łańcuchem okrętu w pół (no, może jeszcze końcowa kulminacja konfliktu lekko wybija się ponad przeciętność). Pozostałe sekwencje starć między mutantami, miast obfitować w świetne i dynamiczne sekwencje wypełnione po brzegi olśniewającymi efektami komputerowymi, są do bólu pospolite. Na co poszedł budżet w wysokości bagatela 120 mln "zielonych"? Czy nie można było (choćby kosztem nieścisłości fabularnych, których i tak w produkcji Vaughna nie brak) wybrać bardziej reprezentatywnej ekipy mutantów (Collossus i gro innych) i osadzić ich w mega-dynamicznych starciach? Na te pytania odpowiedzi nie znają chyba nawet najstarsi górale...
Po wylaniu wszystkich żalów wobec najnowszej odsłony "X-menów", można spokojnie wypunktować kolejne zalety filmu. Dobrze rozpisana historia to jedno, ale świetnie dobrana obsada rewelacyjnie wywiązująca się ze swojego zadania to inna para kaloszy. Całe trio w osobach McAvoya, Fassbendera i Bacona nadaje swoim charakterom odpowiedniej ikry. Ich postacie to osoby/mutanty z krwi i kości, z różnymi przywarami i poglądami. Do tego miło było zobaczyć w drobnym epizodzie nieco zapomnianego już Michaela Ironside'a.
Na koniec trzeba stwierdzić, iż "Pierwsza klasa" miała wszystkie atuty by stać się najlepszym obrazem z całej serii. Świetna historia, oparta na kluczowych postaciach uniwersum; astronomiczny budżet i dobrze rokujący reżyser (za kamerą choćby przy "Kick-ass") to solidne podwaliny pod świetne kino. Niestety, gdzieś po drodze zabrakło przysłowiowej ikry - sceny akcji w większości przypadków leżą (rzecz niewybaczalna w przypadku letnich blockbusterów), efekty specjalne na mocno nierównym poziomie, bohaterowie drugoplanowi zaś to marne popłuczyny po najlepszych mutantach z poprzednich odsłon. Wobec ogromnych oczekiwać, podburzanych przez niezwykle przychylnych recenzentów, po seansie można się czuć mocno rozczarowanym. Jakość części drugiej nie została osiągnięta, niemniej otrzymaliśmy produkcję utrzymującą się na dobrym poziomie - ledwo bo ledwo, i z brodą umoczoną w rzece przeciętności, jednak wciąż trzymającej fason. Summa summarum, "Pierwszej klasie" zdecydowanie bliżej do "Ostatniego Bastionu" niż "X-men 2" - czy to dobrze czy źle, zależy już od osobistych preferencji widza. Potężny zawód, ale jakże miły!
W telegraficznym skrócie: Młodzi mutanci w letnim blockbusterze; dobry scenariusz położony przez mierną realizację; tony dolarów trafiły do kieszeni twórcy miast do speców od efektów specjalnych. Poziom części trzeciej - dobrze, lecz nic ponad to.
Ogółem: 7+/10
Biorę całkowitą odpowiedzialność za swoje słowa zatem słucham, co niby w/g Ciebie jest bzdurą?
Z chęcią podejmę rzuconą rękawicę w dyskusji...
Parę zapamiętanych:
Najpierw piszesz, że X3 nie dorównało X2, bo miało za dużo efektów specjalnych. Później przeciw First Class używasz przeciwstawnego argumentu, że był za słaby do X2, bo miał za mało efektów specjalnych.
,,Alex Summers - zdecydowanie odstający od swego brata Cyclopa pod względem posiadanych mocy"
Czy pamiętasz w ogóle jakie moją moce, bo napisałeś że są zdecydowanie odstające, gdy tak naprawdę są zbliżone?
,,wybrać bardziej reprezentatywnej ekipy mutantów (Collossus" - jeśli widzisz ,,nieścisłości fabularne, których i tak w produkcji Vaughna nie brak" to jakim cudem widziałbyś tu dodatkowo jeszcze jedną, Colossusa, który 35 lat później jest 20-latkiem?
Na szybko:
"Najpierw piszesz, że X3 nie dorównało X2, bo miało za dużo efektów specjalnych." -> nic takiego nie napisałem. Z mojej wypowiedzi jasno wynika, że "X-Men 2" był lepszy w wielu aspektach, m.in. FABULARNIE, a w "trójeczce" można zaobserwować typowy przerost formy nad treścią w postaci jarmarcznego festiwalu CGI i nagromadzeniu wielu bohaterów. "Pierwsza klasa" zaś cierpi na MOCNY NIEDOSTATEK efektownych batalii, do tego patrząc choćby przez pryzmat balansu akcja-narracja film stoi daleko od części drugiej.
Alex Summers wygląda jak tandetna kopia swojego starszego brata, i mam tu na myśli cały przekrój uniwersum mutantów (komiksy i seriale również). Jego moce odstają od umiejętności Cyclopa pod względem efektowności - nikt mi nie wmówi iż wiązka energii z oczu, firmowy znak starszego Summersa robi mniejsze wrażenie od podobnych wiązek wypuszczanych z urządzenia na klacie...
Jeśli uważasz, że w "First Class" nie ma nieścisłości fabularnych, to porównaj sobie choćby w/w część z "Genezą...". Colossus był tylko przykładem, mutantów o ciekawszych zdolnościach od bohaterów "Pierwszej klasy" jest całe spektrum - do wyboru, do koloru. A w tym przypadku nie dość, że moce mają liche, to jeszcze okazji do wykazania się nie dostali zbyt wiele...
Nijak nie odpowiedziałeś poprostu na moje punkty.
Zarzuciłeś X3 skoncentrowanie się na ,,spektakularnych efektach specjalnych" po czym stwierdzasz, że tego nie napisałeś. To opowieść o bohaterach z mocami, batalie = efekty specjalne. Najpierw narzekasz na ich nadmiar, później na niedostatek.
Alex nie ma mniej czy bardziej efektownej mocy od Scotta, nikt tu tego na zarzuca. Ty z kolei napisałeś, że się bardzo różnią ich moce, pytam jak bardzo?
Do wyboru, do koloru, podajesz przykład niezgodności z Genezą, a rzucasz przykład Colossusa, który nie ma związku z Geneza, a był we wspaniałym X2. I chyba powinieneś wiedzieć kiedy dzieje się akcja First Class, jeśli wydajesz opinie. Jakie ciekawsze zdolności ma Colossus? Pokrywa się metalem i ma zwiększoną siłę fizyczną, to by było zwykłe klepanie się po gębach, jak z Juggernautem. Takich walk widzieliśmy już wiele.
Widać, że na siłę próbujesz mi wytknąć błędy logiczne.
"Najpierw piszesz, że X3 nie dorównało X2, bo miało za dużo efektów specjalnych. Później przeciw First Class używasz przeciwstawnego argumentu, że był za słaby do X2, bo miał za mało efektów specjalnych."
Nigdzie nie napisałem, że X3 nie dorównało X2 ZE WZGLĘDU NA EFEKTY SPECJALNE. Zrozum to człowieku, oparcie całej historii TYLKO na CGI i nagromadzeniu bohaterów to nie droga do sukcesu. "Trójka" nie była zła, ba, była dobra; jednak zabrakło przysłowiowej ikry. W przypadku X3 w postaci solidnego scenariusza, w przypadku "FC" w postaci odpowiednio nakręconych scen akcji.
Odstający pod względem wspomnianej EFEKTYWNOŚCI. Tandetne kółko na piersi wygląda blado przy charakterystycznych okularkach Scotta. Zresztą, spytaj (niedzielnych) fanów uniwersum ilu z nich kojarzy Cyclopa, a ilu Alexa - zdziwisz się...
A takich walk jak w "FS" nie widzieliśmy w ogóle...Bo ich prawie nie było. Ja już wolę staromodną mordobitkę niż to, co zaserwowano nam w dziele Vaughna.
Słowo na niedzielę - musisz zrozumieć, iż niektórzy ludzie mają inny gust niż Twoja szanowna osoba i dla mnie (podkreślam, DLA MNIE) "X2" to najlepsza część serii (a że wiele osób podziela moje zdanie to już inna bajka). Wyraźnie widać, że Tobie nie leży ten punkt widzenia (patrz "wspaniałym X2) - nie mój problem.
Choćby i morze krytyków kolektywnie uznało "FS" za najlepszą ekranizację komiksów ever, swego zdania nie zmienię. Oczekiwania miałem spore, nadzieje nie mniejsze, a koniec końców mocno się zawiodłem. Seansu nie żałuję, ale ciągle mam odczucie, iż mogło (i powinno) być lepiej.
FC, a nie FS.
Gdybyś choć trochę ruszył głową, to byś wiedział że moim zdaniem także X2 jest najlepsze w serii.
Nie zarzucam, tobie że mówisz iż X3 był filmem złym, ale że miał za dużo CGI, a CGI to nic innego jak efekty specjalne dorabiane w postprodukcji, a następnie za minus First Class uważasz brak efektywności, na co poszły te mln. Poza tym X-Men to drużyna, a nie Batman czy Ironman, by skupiać się na jednej postaci. W komiksie w pojedynkach brało udział jeszcze więcej postaci.
Nadal nie odpwowiedziałeś czym tak zdecydowanie odstają moce braci Summers. Opisałeś jedynie urządzenia umożliwiające kontrolowanie z ich mocy. Tandetne czy nie, to kółko miało za zadanie pomóc w kontrolowaniu mocy Alexowi, tak samo było w komiksie. Więc tu nie powinieneś się czepiać. To, że okularki Scotta są cool nie ma tu nic do rzeczy, i nie dziwne że każdy bardziej zna pierwszego X-Mana z oryginalnego komiksowego składu, nie musisz mi o tym pisać, czekam na odpowiedź na moje pytanie.
Nie...mam...siły...
Może dam radę odpowiedzieć, ale to chyba strata czasu...
Gdybyś choć trochę ruszył głową, to byś znalazł odpowiedzi na swoje pytania.
Znam odpowiedź, prawda jest inna niż uważasz, po napisaniu błędnego argumentu przeciw First Class, nie potrafisz go obronić.
""Trójka" o podtytule "Ostatni Bastion" była zbyt skoncentrowana na spektakularnych efektach specjalnych i cierpiała na nagromadzenie bohaterów, z których rzadko który miał poświęconą odpowiednią ilość ekranowego czasu, o pogłębianiu rys psychologicznych protagonistów nie wspominając." - czyli dużo efekciarstwa, które nie ma pokrycia (uzasadnienia) w dobrym scenariuszu.
"sceny akcji w większości przypadków leżą (rzecz niewybaczalna w przypadku letnich blockbusterów), efekty specjalne na mocno nierównym poziomie, bohaterowie drugoplanowi zaś to marne popłuczyny po najlepszych mutantach z poprzednich odsłon." - czyli kiepski drugi plan i niezbyt efektowna akcja.
Poza tym każdy ma swój własny próg tolerancji na efekty specjalne i niektóre filmy do niego nie doskakują, a niektóre go zanadto przekraczają. Co gorsza ten próg też się potrafi u widza przesuwać w zależności jaka jest tematyka filmu, także np. brak scen akcji w dramacie "Gran Torino" nie będzie mi przeszkadzał, ale ich niedostatek i kiepski sposób pokazania w rozrywkowej sensacji "Push" będą dla mnie nie do przyjęcia.
Nie widziałem żadnego z omawianych filmów (poza X2 i faktycznie bardziej mi się podobał od jedynki), ale rozumiem @Kulaka4.
W resztę dyskusji się nie wdaję, bo nie mam rozeznania.
Jak mozna tyle tekstu wypocic na temat czegos tak beznajdziejnie glupiego jak X-Men? Film "Pierwsza klasa" przynajmniej dzieki tytulowi wskazuje do kogo jest adresowany. Szanujacy sie srednio inteligentny trzecioklasista podczas seansu pewnie musialby lac ze smiechu. Starsze dzieci takiego nawalu glupoty i niedorzecznosci nie bylyby w stanie łyknac bez zazenowania. Dawka glupoty absolutnie nie do zaakceptowania przez osobe dorosla, chyba, ze zalozymy, ze mamy tu do czynienia z komedia romantyczna.
Juz chyba lepiej w tym wieku siegnac po "Winnetou" niz ogladac debilne amerykanskie komiksy.