Owszem, nagrywany telefonem z pseudoaktorami (co oni się tak podniecali wtedy tym big brotherem?) ale że żyjemy w dobie polskich romansideł romantycznych, paprykowych sałatek scenariuszowych Vegi, które wszystkie są z nich takie same, to dzięki tym filmom nawet z yyrka potrafiłbym jakieś pozytywy wyciągnąć. I wolałbym obejrzeć podobny film robiony dla beki, niż od wspomnianych dzieł na jedno kopyto, które teraz są robione.