O ile patrząc na ogromne ilości wybitnie słabych polskich filmów 'Yyyreek' mimo bardzo silnego zaplecza niekoniecznie może być nazywany najgorszym polskim filmem (choć na pudle ląduje bezapelacyjnie), o tyle w kategorii 'filmy, które nigdy, przenigdy nie powinny powstać' dumnie wypina pierś i dzierży palmę pierwszeństwa. Wygląda na to, że albo od samego początku znani (...?) i lubiani (...?!?) bohaterowie BB mieli być wciśnięci w dylogię, albo 'Gulczas' odniósł taki sukces... (no już, już, nie musicie się ze śmiechu pokładać, widać jakiś być musiał, skoro...) ...skoro producenci wysupłali nieco grosza na kontynuację. A jako że Gruza żadnego pomysłu na film chronologicznie numer jeden nie miał, na drugi bez wątpienia w głowie kotłowało mu się milion razy więcej idei. Problem w tym, że zero razy milion nadal daje zero. W 'Gulczasie' panował totalny chaos, w 'Yrku' z kolei nie ma przedstawionej dosłownie ŻADNEJ historii. I nikt mi nie wmówi, że chodziło o tą reprodukcję, o nie, za przeproszeniem gówno prawda. No, a poza tym różnicy nie ma żadnej - najbardziej rozśmieszyć może wpisana w rubryce 'gatunek' komedia, aktorzy nawet jak na nie-aktorów prezentują poziom wybitnie denny, dodajmy do tego realizację słabszą od produkcji offowych i nadzwyczajnie, nad wszystko wkur... Irytujący miks muzyki góralskiej i jakiegoś metalicznego plumkania i to powtarzane jak mantra yrek i yrek. Efekt - oczywisty, ocena również.
Ale bogiem a prawdą dokładnie trzy razy w trakcie filmu się roześmiałem. Raz: gdy Rewiński mówił 'no ale nie rozumiem, jak można wypuścić dziecko...' - tak, wiem, jestem zły, niedobry, sadystyczny, Madzia z Sosnowca niczemu niewinna, ale w kategoriach czarnego humoru żart przedni. Dwa: gdy również Rewiński mówił, że pamięta tydzień, kiedy benzyna siedem razy drożała. Ta, to już nie śmieszy. Trzy: mówiąc o Olisadebe jako 'czystej krwi Polaku' czy coś w ten deseń. Patrząc na obecną reprezentację Polski (czy PZPN, jak kto woli)... Oczywiście, żadna z tych sytuacji nie rozśmieszyła mnie sama w sobie, jako element składowy filmu, ale jako znak zmiany czasów. Ile to się może w ciągu dekady zmienić, coś, co kiedyś było nie do pomyślenia, dzisiaj jest na porządku dziennym...