Z ciężkim sercem ogląda się takie kino, a jeszcze trudniej je ocenia.
Zastanawiam się, jak inni postrzegają przedstawiane, tak tragiczne życiowe przykłady, obok
których, nie da się przecież przejść obojętnie. Tak kontrowersyjne i zupełnie nam nieobce obrazy
z rzeczywistości, wywołać mogą w nas złość, lekkie wkur.wienie, odrazę, a na końcu bezsilność.
Każdy widz, ma tu swój własny twardy orzech do zgryzienia.
Czy film, który wyzwala w widzu odruchy oburzenia wobec tak prostackich i jednocześnie
niebezpiecznych zachowań, który uruchamia w człowieku brak akceptacji odnośnie tego czego
jesteśmy świadkami, można uznać za coś dobrego?
Czy taka dosłowność zła, takiego właśnie zła, jakie przedstawia ten duński dramat, może być do
przyjęcia?
Wszystko chyba zależy od tego jak się nastawimy na to co chcemy zobaczyć, o ile w ogóle
chcemy się na cokolwiek nastawiać. O ''Zło'' można powiedzieć, że film to ''koszmarnie dobry''.
W historii Mikaela Håfströma, lekiem na całe zło i panującą na ekranie agresję, wydaje się być
główny bohater Erik. Lecz aby się o tym przekonać i to potwierdzić, trzeba osobiście
zinterpretować zaistniałą sytuację, bo przecież to o czym mówię, nie musi być trafnym
wnioskiem. To tylko subiektywna analiza, a opinie zawsze są urozmaicone.
Wrogość i wściekłość, które tu się zrodziły, tworzą w następstwie kolejnych wydarzeń spiralę
przemocy. Ojczym rozładowuje swoje zaburzenia emocjonalne i słabość na chłopaku, tym
samym wznieca w nim jeszcze większy ogień nienawiści. Erik na szczęście jest bardzo wytrwały,
owszem boi się przeciwstawić, ale potrzebuje czasu, by osiągnąć ten stan. Kumulująca się w
młodym czarna żółć, wyładowana jest na rówieśnikach nie mających żadnych szans w
konfrontacjami z chłopakiem. Za złe zachowanie synek wylatuje z ''budy'', a matka odsyła go do
elitarnej szkoły, by tam kontynuował naukę. Jednak okazuje się, że to dopiero początek chorego
koszmaru. Idealne z deszczu pod rynnę.
Prowokowany Erik ku zaskoczeniu nie ulega agresji, a silne impulsy złości tłumi wewnątrz
siebie. Robi to przede wszystkim z myślą o matce. Udowadnia niektórym przy okazji, że lepszą
bronią jest psychologiczne załatwienie sprawy.
W całej tej dosłowności zła, widz najbardziej jest prowokowany przyzwoleniem ludzi, którzy
przymykali oko i bacznie kontrolowali to co się działo. Osoby stojące bezczynnie gdzieś z boku,
wiedząc i widząc, nie reagujący, żyjące w jeszcze większej świadomości własnej podłości.
Oczywiście mówiąc o biernym czynniku w tym dramacie młodych ludzi, mam na myśli matkę
Erika, oraz ''proffessoróff'' uczelni, którzy widzieli zapewne w fali, szkołę przetrwania na przyszłość
dla podrostków.
Strach na działanie, który mógłby zakończyć cierpienie, emanuje również z samych ofiar, które
sparaliżowane, zezwalają starszym bestiom na więcej, na zdecydowanie za dużo.
Ale nie sama treść i jej prowadzenie powoduje emocje. Najważniejszym elementem są tu
prowokujące postaci, bez których przecież nie byłoby tematu.
Zachowanie tłumu dzieli się na katów i ofiary, ale nawet tym drugim trudno kibicować widząc w
nich sam lęk. Tylko Ponti'ego mogę tu usprawiedliwić i zrozumieć. Gra, która toczy się w jego
umyśle jest pewnie cholernie trudna do opanowania, ale jakże się opłaca.
Aktorzy spisali się tu przynajmniej bardzo dobrze, a odtwórca głównej roli Andreas Wilson, jak na
młody wiek, pokazał kawał dobrego kunsztu i doświadczenia. Poza nim, jest jeszcze kilka
charakterystycznych osób, do których nie zapałamy sympatią, oraz mnóstwo solidnej gry.
''Zło'' Szweda, tak czy inaczej, to godna uwagi pozycja w kinie, i bez względu jak ostatecznie ją
odbierzemy, czas przy niej spędzony, nie powinien być czasem zmarnowanym.
Pomijając już fakt wydarzeń, jestem w stanie stanąć murem za Erikiem Ponti'm, wiedząc, że gdy
przyszedł czas, on jako jedyny próbował coś z ''całym tym złem'' zrobić. Moja ocena - 7/10.