Oglądając film mamy cały czas nadzieję że kryje się w nim jakaś intryga ze zabojca ma jakis plan że na koniec nas coś zaskoczy bądź zaciekawi a tu nic....
A czym miał niby zaskoczyć? Tym że jednak nie zabił własnej rodziny? Po za tym film jest oparty na faktach a fakty są takie a nie inne.
Dokładnie master_snake , film jest na faktach i są one takie a nie inne. Film nie miał być kolejnym popcornowym akcyjniakiem lub dennym horrorem by ucieszyć przeciętnego widza. Jest to ciekawie zrealizowany obraz z dobrym klimatem, aktorzy też dobrze się spisali.
Jeżeli tak podchodzicie do filmów to słabi z was kinomaniacy.
* mowa o osobach, które spodziewały się po tym filmie powtórki np. z filmu "Siedem".
Paradoks polega na tym, że z nudnych faktów zrobili film który trzyma widza w niepewnosci do ostatnich minut bo czuję, że niejeden oczekiwał zupełnie innego zakończenia.
O czymkolwiek miał być ten film, jego wykonanie było żałosne. Film stara się nam wmówić, że bohaterów łączy coś specjalnego – problematyczny stosunek do prawdy – tylko dlatego, że dziennikarz raz zmyślił historię do gazety, a morderca nie chce powiedzieć prawdy w zeznaniach. Czy ja mam uwierzyć, że znany dziennikarz widzi w mordercy siebie, bo on też raz minął się z prawdą? I że z tego powodu wierzy w każde jego słowo, człowieka oskarżonego o morderstwo całej rodziny? I że na koniec jest zdziwiony, że psychopata go okłamał?!
Ale zanim „zagadka” jest rozwiązana, film misternie buduje tą tajemniczą nić powiązania między bohaterami, wprowadzając różne wątki, które trzymają w napięciu, ale ostatecznie nic – absolutnie nic - się z nimi nie dzieje. Kiedy dziennikarz porównuje swoje zapiski z bazgrołami mordercy, które wyglądają niemal identycznie, pomyślałam „wow! Ciekawe, jak to rozwiną”, no i co? No i nic. Jakie jest wyjaśnienie tych niesamowitych podobieństw? Czysty przypadek?
No i są też sceny z żoną dziennikarza (Jill), która przedstawiana jest w bardzo dziwny sposób, w stosunku do męża zachowuje się wręcz nienaturalnie, nie rozmawia z nim normalnie, cały czas czuje się, że coś ukrywa. Potem Franco do niej dzwoni z więzienia i prowadzą bardzo, ale to bardzo dziwną rozmowę, która insynuuje, że coś ich łączy lub przynajmniej on wie o niej więcej niż powinien. Kurczę, napięcie rośnie, zastanawiam się, co się okaże z tą żoną. Później na sali sądowej świadek wspomina, jak Franco kłamał, że jego żona zostawiła go dla jakiegoś dziennikarza, a potem zbliżenie na Jill, która w międzyczasie podejrzanie kręci się po domu – myślę znowu „wow! Ciekawe, co z tą żoną”. I co? I nic.
I na koniec wielka kulminacja niczego, bo okazuje się, że morderca jednak zabił i nakłamał dziennikarzowi, ot koniec historii. Najgorszy film, jaki obejrzałam w ciągu ostatnich kilku lat.