Widzę, że wiele osób bardzo narzeka na zmiany w stosunku do książki, ale moim zdaniem pod tym względem wcale nie było aż tak źle - wiele scen zostało naprawdę ładnie odwzorowanych, mimo skrótów, a klimat historii został zachowany. Do tego dobrze dobrana obsada i równa gra aktorska - wiadomo, że starsze pokolenie to klasa, ale dzieciaki grające Liesel i Rudy'ego też były całkiem niezłe i urocze. Skróty i wycięcie wątków trzecioplanowych są zrozumiałe ze względu na brak czasu.
Nie w tym, moim zdaniem, leży problem.
Odbiór ogromnie psuł mi fakt, że twórcy starali się ze wszystkich sił zrobić z tej historii film familijny. Wszystko wydaje się tutaj być zbyt bogate, ładne i czyste. Słyszymy, że bohaterowie są biedni i głodują, ale Liesel nosi w co drugiej scenie nowe ładne ubranie. Po nikim nie widać głodu i nikt na niego specjalnie nie narzeka. W scenie kiedy Liesel poznaje przybranych rodziców Rosa rzuca komentarz o tym, że dziewczynka jest brudna, co strasznie mnie rozśmieszyło, bo wyglądała w tej scenie zupełnie czysto i schludnie.
Dodatkowo sceny są łagodzone i obdzierane z dramatyzmu, pomijane są ważne momenty, jak scena spotkania Liesel i Maxa w czasie pochodu Żydów przez miasto - zupełnie nie rozumiem jej wycięcia, bo to jedna z najbardziej działających na emocje scen w książce. Nie czuć w filmie grozy ludzi ukrywających się w schronie w czasie bombardowania, nie czuć rozgoryczenia Rudy'ego po tym, jak zabrano jego ojca, cierpienia Liesel po utracie matki i brata, oszalała po stracie syna Ilsa Hermann to tutaj przemiła kobieta bez żadnych dziwactw itd. - wydaje się, jakby twórcy za wszelką cenę starali się unikać ukazywania okrucieństwa wojny i wszystkich innych trudnych tematów, przez co historia staje się dużo płytsza.
Poza tym Rudy powinien być już martwy w chwili wygrzebania spod gruzów, bo scena jego śmierci w filmie z tą nieszczęsną próbą wyznania miłości przed śmiercią ogromnie zgrzyta, jest sztuczna, ckliwa i zbudowana tak, żeby na siłę wywoływać wzruszenie, co w moim przypadku przyniosło efekt odwrotny.
Brakowało mi też kradzieży. W książce to dość istotny wątek, który może nie posuwa akcji do przodu, ale jest zabawny, w filmie mamy tylko Liesel podkradającą książki z domu burmistrza - szkoda.
Trochę szkoda zmarnowanego potencjału, bo film jest jedynie niezły, a wystarczyłoby trochę poprawek w scenariuszu i mógłby być bardzo dobry.
Miałam bardzo podobne odczucia. Film w porównaniu z książką jest niezwykle łagodny, brak tej całej przemocy, nienawiści, strachu, grozy. A scena końcowa, ta z wyznaniem miłości, faktycznie jest raczej żenująca.
Nie było możliwości zrobienia z tej książki filmu dla dzieci. Twórcy podjęli taką próbę, a efekt jest taki, że nieliczne brutalne sceny, których się nie dało pominąć, wydają się szokujące na tle cukierkowej reszty.
Mimo to uznaję ten film z bardzo dobry. Gra aktorska Geoffrey'a Rusha i Emily Watson jest po prostu świetna, niektóre sceny niezwykle wzruszające, jest przekaz, jest klimat, nie jest źle.
Zgadzam się, też przeszkadzał mi ten 'styl familijny' rodem z baśni...
Brakowało mi narracji Śmierci.
Książka zrobiła na mnie OGROMNE wrażenie, film niestety nie.
Zgadzam się dosłownie z każdym zdaniem.Książkę pochłonęłam i długo po jej przeczytaniu nie mogłam ochłonąć.Cudowna,wzruszająca,poruszająca do głębi.Z tego powodu film zobaczyłam dopiero teraz,bałam się po niego sięgnąć w obawie ,że moja cudowna książkowa wizja legnie w gruzach.Jestem świeżo po seansie i mogę powiedzieć,że może nie jestem zachwycona ale i się nie rozczarowałam.Bez żadnych udziwnień zrobili dobry film a w zasadzie opowiedzieli....dosłownie miałam wrażenie,że czytam film.Rewelacyjny jak zwykle G.Rush,chyba lepiej nie mogli dobrać aktora do roli Hansa.Aktorka grająca Liesel zyskuje z każdą minutą filmu a jej wielkie,ciemne oczy hipnotyzują.W filmie jest sporo niezgodności względem książki ale szczególnie to nie razi,mogłabym przełknąć wszystko ale jedno jest niewybaczalne!Nie rozumiem dlaczego pominięto scenę gdy Liesel spotyka Maxa w tłumie żydów prowadzonych do Dachau.W książce to była najbardziej poruszająca scena,ryczałam jak bóbr i bałam się tej sceny w filmie bo jest emocjonalnym majstersztykiem.Na wszelki wypadek przyszykowałam sobie nawet paczkę chusteczek higienicznych.Nie przydały się.Czemu miało służyć pominięcie tak kluczowej sceny?Coś jest w stwierdzeniu,że autorzy niepotrzebnie na siłę chcieli zrobić film familijny,wygładzili go,wyczyścili w przenośni z tego wojennego brudu i towarzyszącym wojnie emocji.Czyżby uznali,że widz nie udźwignie emocjonalnego ciężaru tej sceny?Wielka szkoda.Ogólnie cieszę się jednak,że film obejrzałam ale wiem też,że o ile książkę przeczytam kiedyś raz jeszcze z ogromną przyjemnością to jednorazowe obejrzenie filmu mi wystarczy.
Zgadzam się z Wami. Dla mnie najpiękniejszym i najbardziej poruszającym wątkiem w książce była przyjaźń, a potem ukrywana pod tą przyjaźnią nigdy nie wyznana miłość Liesel i Rudy`ego. Szkoda, że w filmie tym najważniejszym wątkiem uczyniono jej przyjaźń z Maxem... Czytając książkę wiedziałam, że powstał film i spodziewałam się niestety czego innego niż to co zobaczyłam... Szkoda, magia książki nadal więc pozostaje tylko na jej stronach...