Geoffrey Rush, Emily Watson, a tu taka popelina... Schematyczna do bólu fabuła i papierowe postaci narysowane grubą kreską, które nie budzą emocji. Nie ma w nim nic oryginalnego, to wszystko już było. Gdyby nie to, że film jest adaptacją książki, pomyśłałabym, że ktoś nieudolnie usiłował skrzyżować "Labirynt fauna" z "Musimy sobie pomagać" (które polecam).
Mam wrażenie, że film jest przeznaczony raczej dla starszych dzieci, niż dla dorosłej publiki.
Zgadzam się, Laenia - myślę, że jest to film, który mógłby mieć nawet szansę, aby uczynić z niego prawdziwe dzieło, gdyby za jego realizację nie zabrali się Amerykanie. Psychologia została tu boleśnie okrojona, choć główny szkielet charakterologiczny postaci wydaje się ciekawy (prawdopodobnie to zasługa książki, która musi być znacznie głębsza). Wiele sytuacji ukazano mało realistycznie – np. w środku zimy chłopak skacze do rzeki, a potem spacerem udaje się do domu, albo pragmatyczna do bólu matka nie potrafi odczekać na koniec lekcji tylko przybiega nagle do szkoły, wyłącznie po to, aby przybranej córce przekazać wiadomość o tym, że współlokator wyzdrowiał. Czy wreszcie wątek z owym współlokatorem, którego dziewczynka tak rozpaczliwie poszukuje, narażając swe życie – podczas gdy utratę rodziców przełknęła szybko jak gorzką pigułkę, nienaturalnie szybko wchodząc w rolę przybranej córki.
Widać też niedbałość o szczegóły scenografii: w hitlerowskich Niemczech wszędzie są angielskie książki, notes wyłowiony z rzeki wygląda jak nowy itp. Ale może zanadto się czepiam – w końcu chodzi o przekazanie pewnej myśli, że książka pozwala ocalić w człowieku jego wrażliwość. Stwarzanie sobie w nieludzkich czasach światów alternatywnych pomaga ocalić świat rzeczywisty w głębi samego siebie, a tym samym przekładać tę normalność na relacje z najbliższymi. Szkoda tylko, że tak mało uwagi poświęcono zgłębieniu właśnie tego motywu – owszem, tytułowa „złodziejka książek” wciąż sięga po coraz to nowe pozycje literackie – nie widać jednak, żeby coś głębszego z tego wynikało.
Nie poruszył mnie też zbytnio końcowy monolog spersonifikowanej śmierci, który miał brzmieć jak mocny akord w całej tej opowieści. Wolałbym już zamiast niego usłyszeć tu głos biologicznej matki lub ojca, którzy zdają się stanowić jedynie jakieś bezosobowe tło, będąc dla dorastającej Liese zamkniętym rozdziałem przeszłości. Jednym słowem zabrakło mi tu realistycznej relacyjności między bohaterami i wglądu w głębsze warstwy psychiki samej bohaterki. A przy tak wielkim potencjale aktorskim można było się na to zdobyć...
Niezła analiza :)
Z rzeczy irytujących dodałabym jeszcze, że bohaterowie poznają się, gdy mają 12 lat, potem mija kilka lat, mają po 16-17, dziewczynka zmienia się, a chłopiec pozostaje dzieckiem. To zakłóca odbiór, nawet biorąc poprawkę na pewną "baśniowość" filmu.
Rozczarowaniem jest Rosa - Emily miała szansę zagrać złożoną postać oschłej z wierzchu kobiety o gołębim sercu, z czym na pewno poradziłaby sobie wspaniale, ale w zamian musiała odegrać tanią, jednowymiarową metamorfozę - z wrednej baby w słodziaka. Nawet Kasia Cichopek by to zagrała. Dalej nie będę się rozpisywać, bo dla mnie to film z cyklu "obejrzeć i zapomnieć", już go zresztą zapominam.
Pozdrowienia :)
No tak, właśnie te uproszczenia typu "wredny babsztyl" - "wrażliwy słodziak" ;) stanowią najbardziej rozpoznawalną cechę kina amerykańskiego, budowanego w dużej mierze na ostrych kontrastach, naiwnych uproszczeniach i tanim efekciarstwie. Własnie wczoraj obejrzałem sobie "Buntownika mimo woli" - nie mogłem uwierzyć,że film uzyskał tak wysokie oceny i recenzje. Typowe kino "made in USA" (psychologia uproszczona do bólu!). Pozdrawiam i na odtrutkę polecam "Zamknięte drzwi" - http://www.filmweb.pl/film/Zamkni%C4%99te+drzwi-2012-474833
Oczywiście chodziło mi o tytuł "Buntownik z wyboru", a nie "...mimo woli"- to film, którego nie polecam, przede wszystkim z uwagi na słabe, typowo amerykańskie podejście do psychologii. Natomiast ten drugi film jest produkcji węgiersko-niemieckiej, a zauważyłem, że zarówno kino niemieckie, jak i węgierskie, dużą wagę przywiązuje właśnie do psychologicznego realizmu.