Weź "Lot nad kukułczym gniazdem", zabierz charyzmę Nicholsona, wyciągnij pierwszą pochodną, zmień język na niemiecki, dołóż parówek i brokułów, gotuj przez godzinę a potem zmiksuj wszystko w blenderze. Podawaj na ciepło z puree.
I taki jest mniej więcej ten film. Niby ma być śmiesznie, trochę sensacji, jest i wątek romantyczny, jest i sensacja, są nawet bitcoiny. Ale w gruncie rzeczy sprowadza się to do biegania za wielbłądami, gryzienia po brzuchu i bicia laską. Dało się nawet zmieścić wątek gejowski.
Żarty na poziomie subtelności PzKpfw III, humor niczym na Oktoberfest, fabuła zaskakująca jak Focke-Wulf. Można obejrzeć "Złote rybki", można czyścić zmywarkę, można pojechać zatankować samochód. Co kto lubi.
Zgadzam się z powyższym i dodam: większość humoru opiera się na śmianiu się z upośledzonych umysłowo. Co więcej to upośledzenie udzieliło się scenarzystom.
Ale od strony rzemieślniczej kinematografia jest bardzo dobra. Jest też sporo niezłych dowcipów i scenek obyczajowych nie związanych z głównym motywem scenariusza t.j. upośledzenia.