"Zły porucznik" - to film, który powinien zrobić I.Bergman. Temat filmu prowadzony jest jest bardzo dobrze do pewnego momentu.Jak to mówią pierwsze 10 minut musi być ciekawe i zawiązać historię - tutaj reżyser nie miał problemu, świetny scenariusz i genialna rola Harveya Keitela wbijają w fotel. Niestety jest tak tylko do pewnego momentu...bo jak to mówią mędrcy najważniejsza jest puenta, zakończenie, ostatnie 15 minut...tutaj reżyser zaczął nam bardzo upłynniać historię..zrobił rzecz bardzo mało prawdopodobną.Spodziewałem się, że bohater, (spoiler): gdy poszedł do kościoła (polskiego kościoła zresztą - chyba..wiszą w nim obrazy podpisane po Polsku - ciekawe swoją drogą dlaczego akurat to polski kościół)i spotkał się z modlącą się zakonnicą, to tutaj oczekiwałem czegoś innego po tej rozmowie...myślałem że Harvey po prostu zgwałci ją jeszcze raz w imie totalnego nihilizmu ..a potem co najwyżej strzeli sobie złoty strzał...stało się inaczej...(spoiler): ten zły porucznik zmienia się z dobrego, czcigodnego cżłowieka. zakończenie tego filmu spłyca całą gorycz która była pokazana konsekwentnie przez cały film...ostatnie 15 minut można zatem sobie darować.