Króciutka i trochę chaotyczna, ale jest.
Mianowicie, film adresowany do fanów serialu. Możemy zobaczyć co stało się ze Scully i Moulderem. Nie rozumiem tego narzekania, przeciez pewne rzeczy były wiadome od samego początku, chociażby to, że serialowy Moulder już nie pracuje w Archiwum X. "I want to believe" jest zatem tylko filmem sensacyjnym z naszymi ulubionymi bohaterami, klimatu serialowego jest tutaj jak na lekarstwo, ale to było wiadome. Także cieszmy się, że dane nam było zobaczyć nasza ulubioną parę razem w akcji.
Ale kilka rzeczy mnie nurtuje. Postac księżulka najbardziej. Jakby był dopisany na siłę do scenariusza by być motorem napędowym dalszej akcji.
Nie rozumiem też, co miało znaczyć to jego krwawienie z oczu! Przecież to czysty bezsens! Jak mogliśmy uwierzyć w to, iż jest medium, to takie akcje stygmatyka mnie zaskoczyły, negatywnie. Po co tak "przedabrzać"?
Kolejna sprawa, dziwne odnajdywanie ciał. Nie wiadomo skad, jak i dlaczego, ani jaki jest związek ojczulka z zaginioną agentką.
Znajdujemy antomiast czyjąć odcięta rękę w śniegu. I to ot tak sobie! Po prostu leży. Następnie różne częśći ludzkich ciał w bryle lodu, ej... jak to ma związek? Kryminaliści tak je po prostu zostawili? O środku uspokajającym podawanym psom agenci wiedzieli już dużo wcześniej, zatem dlaczego dopiero po odnalezieniu kolejnych poćwiartowanych ciał z tą substancją zareagowali? A włąściwie tylko Fox? No tak, dochodzi tu tez to, że Scully odnalazła coś o eksperymentach na psach i bla, bla bla.
Do tego związek ojca z tym łysym mężczyzną, którego oglądamy na początku gdzie dostaje grabiami w twarz od agentki.Wiemy, ze był jego uczniem i co z tego? Ponadto sam początek, ten wspomniany przeze mnie, łysy człowiek sam zakrada się do jej domu by ją pojmać, czyżby wiedział że bęzie potrzebował jej krwii (czy czegokolwiek innego)? Takie to jakieś....
Przepraszam za moją chaotyczną formę rpzekazu, ale po prostu nie chce mi się dłużej usiąść nad tą analizą.