Po obejrzeniu tego filmu popłakałem się, jak bóbr :(. Faktem jest, że Clint jakoś nie potrafił za bardzo wydusić z siebie łez, ale chyba nie oto tutaj tylko chodziło. Sam przekaz dotyczący marzeń, celów do zrealizowania w życiu i walki z przeciwnościami losu pokazane są w jak najlepszy sposób i, za to należy się pochwała reżyserowi, który jednocześnie sam odtwarzał jedną z głównych ról. Polecam ten film, bo nie jest to typowo amerykańska szmira!