powiem wam ze clint nie musi niczego udowadniac swiatu - ani gry aktorskiej, ani pracy rezyserskiej. A juz na pewno nie Wam. pewnie, kazdy ma prawo do swojego zdania - ale jesli oglada sie film z zamiarem odegrania roli krytyka filmnowego do oskarów to - excusez-moi! - ja jestem tylko malym zuczkiem ktory chcial zeby pan clinton opowiedzial mu pewną historie. uniwesalna historia ktora rownie dobrze moglaby sie wydarzyc w jakimkolwiek zakątku polski, i zapewne kazdy by chcial miec swoj "one shot" jak bohaterka. tak sie robi porzadne kino, do ktorego ogladania sie wraca po jakims czasie i bez znudzenia oglada jak za pierwszym razem. Moim skromnym zdaniem, oczywiscie. pozdrawiam i sorki jesli ktos sie poczul urazony.