Obejrzałam i niemal przeżyłam najwiękrze rozczarowanie sezonu. Dobra obsada powinna być rękojmią przyzwoitego kina, a tu klapa. Osłodą mi byl Rassell Crowe i jego śliczny goły tyłeczek i zabójczo szatański uśmiech. Film można obejrzeć jako ciekawostkę i uzupełnienie znajomości zawodowej kariery Crowe. Gdyby nie Crowe nie warto by było marnować czasu, pewne jest to że nawet w kiepskim filmie jest zabójczo boski i ma talent.