Zawsze, kiedy Hollywood bierze się za kreowanie tak wdzięcznego przecież wizualnie świata steampunkowego, wychodzi im coś koszmarnie pokracznego i niedającego się oglądać, jak "Trzej muszkieterowie" z 2011 r., czy "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" z 2015 r. Ja osobiście chyba wciąż najbardziej lubię "Bardzo dziki zachód", który może też nie jest najlepszym filmem, ale mam do niego sentyment z dzieciństwa. W przypadku "Zabójczych maszyn" miałem nadzieję na oryginalną historię, z ciekawym pomysłem wyjściowym i w przyciągającej wzrok scenografii. Koniec końców wyszedł z tego może i film ciekawie wyglądający (choć też tak naprawdę tylko do pewnego momentu), ale i łatwo zapominalny, a szkoda, bo był potencjał na coś bardziej zapadającego w pamięć.