najlepszy western od dawien dawna (czyli od "Bez przebaczenia" na pewno), a zarazem jeden z lepszych filmów na ekranach ostatnimi czasy. problem w tym że nie jest to film który mógłby być atrakcyjny dla współczesnej widowni. ta go w większości nie zrozumie. niespiesznie poprowadzona, ale tym bardziej fascynująca opowieść o schyłku pewnej legendy. rzecz spokojna, doskonale przemyślana, stworzona w stylu wręcz paradokumentalnym, a jednocześnie niejednokrotnie urzekająca wizualnie. zdjęcia są tu naprawdę świetne. podobnie jak klimatyczna muzyka przy której palce maczał Nick Cave (sam pojawia się na ekranie pod koniec). plus bardzo dobre aktorstwo. brawa zwłaszcza dla charyzmatycznego Pitta - facet udowadnia że w bardziej ambitnych rejonach też czuje się bezbłędnie. przez kina obraz ten przeszedł prawie że niezauważony, ale to tego typu pozycja którą krytyka i widownia doceniają dopiero po latach.