Właściciel nocnego klubu i dług z kasyna, którego pozbyć się można jedynie posuwając się do morderstwa. Bardzo solidne kino, świetnie zagrane (ze szczególnym uwzględnieniem Gazzary), oszczędne formalnie. Chłodny, beznamiętny ton opowieści wielce przypadł mi do gustu, co niekoniecznie mogę z kolei powiedzieć o pracy operatora: wiadomo, że Cassavetes uznawany jest wręcz za ojca chrzestnego amerykańskiego kina niezależnego, wydaje mi się jednak, że o bezkompromisowości i artystycznym zacięciu niekoniecznie świadczyć muszą ujęcia, które skupiają się na wszystkim poza aktorami. Na szczęście tego typu "smaczki" nie są aż tak częste, niemniej kilkakrotnie odzywał się we mnie ten upierdliwy malkontent, dla którego umiejętność kadrowania jest jedną z podstaw sztuki filmowej. Po prawdzie, jest to mój jedyny zarzut odnośnie "Zabójstwa" - filmu niepokojącego, uwodzącego atmosferą zepsucia i zgnilizny. Warto.
Według mnie ten brak skupienia kamery na twarzach wypowiadających się w danym momencie postaci dał wyśmienity, nieszablonowy efekt.
Być może, ja jednak zbytnio cenię pracę reżysera, komponowanie kadrów, nie niechlujstwo, z którego poniekąd Cassavetes uczynił swój znak rozpoznawczy, pragnąć stać w widocznej opozycji do Hollywood. Sergio Leone nie koncentrował kamery na stopach postaci czy krzakach w tle w trakcie filmowania pojedynków, a pomimo tego pozostaje jednym z największych mistrzów kina. Taki mój punkt widzenia.