Godard'owski w każdym calu ( z domieszką "casablanki" i "kabaretu"), jest gorzką autorefleksją Cassavetesa nt miejsca twórcy niezależnego w usa, jakby chciał westchnąć: ameryka to kasyno, burdel i mafia, nic więcej... Za miejsce w tej dżungli płacisz niewolnictwem lub krwią...