Przy całej nieporadności tego filmu, najzabawniejsze w nim jest to, że autor owych wspomnień wciąż zdaje się żyć w przeświadczeniu, że to nie brak talentu zadecydował o jego klęsce, a zwykła nonszalancja i pech. Gdyby nie kilka głupich błędów przy wyborze dat koncertów itd. bracia McCormick sprzedawaliby dzisiaj miliony płyt...