Film ma świetną scenografię, takież same zdjęcia, no i jest rewelacyjnie zagrany. Uwielbiam produkcje, gdzie aktorzy wręcz od niechcenia kreują sympatyczne postaci i robią to z tak naturalnym wdziękiem, że historię ogląda się z ogromną przyjemnością i praktycznie nieschodzącym z ust uśmiechem. To prawda jednak, że film ma kilka bolączek.
Przede wszystkim trudno brać go za horror - no, może prócz ostatniego kwadransa. Wcześniej jest to coś w rodzaju obyczajowego ni to dramatu, ni to komedii, aczkolwiek zrobionego przeuroczo. Poza tym - opowieść ma bardzo spokojny, powolny bieg, dzięki czemu buduje specyficzny klimat, idealnie pasujący do statecznych hotelowych wnętrz. Niestety, mniej cierpliwi widzowie wezmą to za ocean nudy. No bo przecież nikt nie biega, nie wrzeszczy, nie ucieka przed duchem. Spieszę jednak donieść, że nie każdy horror to ordynarna chabanina, a już "The Innkeepers" z pewnością trudno o to posądzić.
Ostatnim mankamentem jest słabo skomponowane zakończenie, nie stanowiące jakiejś sensownej klamry fabularnej. Mimo to film oglądał mi się bardzo przyzwoicie i głównie za przesympatyczne postaci i ich uroczo podane codzienne problemy z czystym sumieniem daję 7/10
"Ostatnim mankamentem jest słabo skomponowane zakończenie, nie stanowiące jakiejś sensownej klamry fabularnej. "
Dlaczego nie?
A zauważyłeś coś w ostatnich 15s filmu?
Wiesz, chodzi raczej o to, że poznajemy dwójkę bohaterów, wszędzie im towarzyszymy, zżywamy się z nimi, i nagle na koniec, kiedy powinno być rozwiązanie wątków i zamknięcie sprawy w jakiś sensowny sposób, następuje trzask-prask, po czym - już w następnej scenie - w sumie wszyscy zachowują się na zasadzie "e tam, nic takiego się nie stało, możemy się już rozjeżdżać do domów" i wyskakują napisy końcowe. To po cholerę było tak precyzyjnie budować ten klimat i relacje między bohaterami? Po to, żeby wszystko wzięło w łeb w pięć minut? Nie kupuję tego...
Niby tak, ale Luke jest jakiś dziwny może trochę niezrównoważony. W pewnym momencie mówi że zrobił by dla Claire wszystko, a jak robi się gorąco zostawia ją samą bez skrupułów w nawiedzonym hotelu. Do tego stwierdził że tą cała historyjkę o duchach wymyślił a przecież przez pół filmu nakręcał ją na tą opowieść kazał nagrywać odgłosy i stworzył stronę www hotelu.
Jak dla mnie to jest po prostu zwyczajnym facetem, któremu nudzi się w robocie. Nic nie wskazuje na to, by miał mieć w najmniejszym stopniu nierówno pod sufitem. Stworzył stronę pragnąc rozruszać biznes, ale jak się okazało, że rzeczywiście mogą tu być jakieś duchy, zwyczajnie ze strachu wypisał się z imprezy. A dziewczyna tak się zapaliła do sprawy, że zaczęła drążyć temat na maksa, tak naprawdę wbrew koledze i ogólnie wbrew zdrowemu rozsądkowi (tyle razy mówili, żeby do piwnicy nie złazić).
Ano właśnie, dlatego mam problem z tym filmem - ogólnie bardzo mi się podobał ALE !!! Zakończenie, które nie jest w żaden sposób sensowne i zamykające całą sprawę.
Wychodzi na to, że Claire wszystko sobie wymyśliła i udusiła się z przerażenia. Choć z drugiej strony "medium" nawiązała kontakt, mówiła że 3 dusze ostrzegają ich przed zejściem do piwnicy. I co? Gdzie te dusze? Ledwo jedna samobójczyni przecież się "objawiła". I końcowa scena, pożal się boże, kiedy drzwi się zamykają. A "medium" twierdząca, że nic nie można było zrobić? Nie kumam, na serio.
Mimo, że świetnie mi się ten film oglądało, bo nie krew, flaki, japońskie dzieci i inne piły mechaniczne są dla mnie najważniejsze w kinie grozy, to jednak liczyłam na zgrabną i logiczną końcówkę. W związku z tym ocena poleciała w dół.