Islamscy terroryści porywają samolot pasażerski z Nairobi i lądują na polowym lądowisku gdzieś na kenijskiej sawannie. Na jego pokładzie znajduje się, wraz z synem, córka pułkownik Shaw'a, człowieka mającego niejakie wpływy wśród sfer politycznych kraju, a poprzez którego terroryści chcą wywrzeć nacisk na rząd, by zwolnił ich przywódcę. Jednak rząd odmawia negocjacji, a zakładników pozostawia własnemu losowi. Taki obrót spraw skłania bliskiego przyjaciela rodziny, Sam’a Striker’a, z zawodu komandosa, do podjęcia próby samodzielnego odbicia zakładników. W przedsięwzięciu może liczyć na pomoc towarzyszy broni. Tymczasem na pokładzie samolotu giną kolejni pasażerowie, a dodatkowego dramatyzmu przydaje fakt, że dziecko jest ciężko chore i wymaga niezwłocznego przeszczepu nerki, zatem czas nagli.
„Hostage” jako produkcja klasy B wypada w swojej kategorii dość kiepsko, zaledwie poprawnie. Pierwsza połowa filmu wlecze się, zapewne z powodu zbytnio rozbudowanego preludium, co zresztą jest często wadą w tego typu produkcjach, a nieco rozkręca w drugiej, jednak widz i tak ma tendencje do odbiegania myślą od tego, co się dzieje na ekranie.
Postaci nawet ciekawe, względnie oryginalne (aktorka filmów soft porn i jej menedżer-gej, miejscowy święty ze skromną świtą, zakonnica, fanatyczna terrorystka), także nie wypadają szaro i nie zlewają się z tłem, jednak samo filmowanie i prowadzenie narracji nieciekawe, pozbawione smaczków, wręcz nudne. Ogólnie film może być: trochę akcji, trochę dramatu, ale całe danie, choć zjadliwie, to jednak podane mało apetycznie.