Bardzo dobry film. Pasuje do niego klimat Los Angeles nocą. Nieźle dobrana muzyka. W podobnych produkcjach często puszczają dużo hip hopu. Tu tego nie było i chyba dobrze, bo mogłoby to tylko wszystko popsuć.
Extra zagrane role Maxa i Vincenta.
Max, kierowca któremu całe życie nic się nie udawało w pewnym momencie doznaje przemiany i postanawia to zmienić niszcząc dokumenty, rozbijając samochód, a potem ratując Annie. Swoją drogą kto by pomyślał, że taka głupia gadka z początku filmu, będzie miała takie znaczenie na koniec:)
Jeśli chodzi o Vincenta to miał fajne dialogi i miny. Gość generalnie odizolowany od którejkolwiek ze stron politycznych:) Darwinista. Przetrwają najsilniejsi i najsprytniejsi. Jemu się płaci, a on po prostu zabija.
W trakcie filmu przyszła mi do głowy taka dygresja. Niedawno oglądałem "Trzy Dni Kondora" i doszedłem do wniosku, że postać Vincenta i zabójcy Jouberta są do siebie odrobinę podobne. Obaj są odpolitycznieni i wykonują jedynie swoją robotę, nic ponadto. Prócz tego, w klubie Felixa, Max musiał użyć sposobu, żeby się wyplątać i odniosłem wrażenie, że zachował się jak oczytany Joe Turner gdy zaczął straszyć bandytów:) Być może tylko ja odniosłem takie wrażenie, że reżyser mógł się inspirować dziełem z 75 roku:)