Byłem pewien, że po Gorączce Michael Mann mnie nie zaskoczy.
Jak bardzo się myliłem.
Ostatnia scena w pociągu, z Tomem Cruisem, jest tak smutna, że trudno powsztrzymać łzy. Wspaniale pokazana bezsilność człowieka wobec tego co niesie życie.
Nie ważne, jak bardzo chwytasz się z nim za bary.
Nie ważne czy masz sposób na to by zamienić swe serce w głaz.
Ono Cię dopadnie i rozliczy.
Vincent jest jak bohater romantyczny, skazany na zagładę. Sam wybiera tę drogę. W chwili śmierci jest jak jego ofiary, bezsilny i samotny.
I do tego muzyka, której się już nie gra, Alice In Chains, podkreśla klimat filmu.
Michael Mann robi zajebiste filmy.