Jestem świeżo po seansie i nie ukrywam, ze film nieco mnie rozczarował. Pomysł świetny, gorzej z realizacją. Nie wiem, czy scenariusz był niedopracowany, czy też coś poszło nie tak od strony reżyserskiej. W każdym razie razi brak realizmu i sporo niedorzeczności.
Do NYC przybywa najlepszy płatny morderca i pierwsze co robi to wplątuje sie w układ z jakimś taksówkarzem. Dobra, niby rozumiem jak to miało wyglądać: Vincent odwala robotę, potem zabija taxi drivera i zwala całą winę właśnie na niego. Niby logiczne, ale nie bardzo jestem w stanie zrozumieć, dlaczego i tak łaził za nim krok w krok (chociażby scena w jazzowym klubie, gdzie mogli być, mimo pustek, zapamiętani przez przynajmniej kilku gości). Łatwiej byłoby załatwić sprawę samemu. Bo tak na prawdę jedyne do czego Vincent wykorzystywał murzyna, to kierowanie pojazdem.
Sposób eliminacji ofiar tez niezbyt rozsądny. Pierwszy cel o ile sie nie mylę wyleciał przez okno prosto na ulice. Gdyby to była rzeczywistość, to w tym miejscu najprawdopodobniej zakończyła by sie nocna przejażdżka naszych bohaterów. Dalej mielibyśmy film więzienny. Scenka we wspomnianym clubie jazzowym tez przegięta (chyba każdy wie o co chodzi). Apogeum absurdu to jednak rozróba w dyskotece. Cały teren zabezpieczony przez FBI, a nasz heros rozwala najpierw gliniarzy, a potem grubasa na kanapie. I jeszcze kierowce ratuje. Do tego mnóstwo niepotrzebnych ofiar - banda zbirów w ciemnej uliczce na przykład.
Do minusów zaliczam także płaskie postacie. Być może to tylko moje wrażenie, ale zarówno Vincent, jaki i cała reszta bohaterów (gliniarze przede wszystkim) to takie marionetki, bez przekonująco zarysowanej osobowości. Byle tylko odegrać własna role i usunąć sie w cień.
Co mi sie natomiast podobało, to oprawa audiowizualna. Świetnie dobrana muzyka, niezłe ujęcia, ciekawy klimat nocnego miasta, ale jak wiadomo, to już u Michaela Mann'a standard.
Dobre byłe tez krótkie filozoficzne wstawki. Mimo niedostatków fabuły, robiły pozytwne wrażenie w całym tym galimatiasie i nie traciły banałem. Szkoda, ze było ich tak niewiele.
Sama końcówka tez na plus. Co mnie natomiast boli najbardziej, to zmarnowany potencjał i niewykorzystany pomysł. To mógł być genialny dramat/thriler, a wyszedł dobry film sensacyjny. Liczyłem na więcej - 6+/10. Może następnym razem:)
Aha, jeszcze jedno. Max miał tyle okazji by uciec, a jednak nie wykorzystał żadnej. Tez trochę denerwowało.
Niezgadzam się praktycznie z żadnymi Twoimi "minusami".
"Niby logiczne, ale nie bardzo jestem w stanie zrozumieć, dlaczego i tak łaził za nim krok w krok (chociażby scena w jazzowym klubie, gdzie mogli być, mimo pustek, zapamiętani przez przynajmniej kilku gości)"
Jakby był sam to już by go nikt nie zapamiętał? To po pierwsze. Po drugie nie wiem o kim piszesz, że łaził za nim krok w krok. Max łaził za nim czy został zmuszony do łażenia za nim? Vincent nie mógł spuszczać Maxa z oka, bo mógłby uciec. To było przed wizytą u matki Maxa, Vincent nie miał czym zaszantażować Maxa aby ten nie uciekał. To było we wczesnym stadium ich znajomości i Max uciekłby gdyby Vincent go nie przypilnował. Zgadzam się ,że Vincent chciał zabić Maxa ale nie chciał go wrabiać. Po prostu zabiłbygo bo za dobrze go znał. Po co miałby wrabiać murzyna, skoro wszyscy świadkowie i tak potwierdzą, że strzelał biały?
Spójrz też na to z innej strony. Dzięki obecności murzyna Vincent mógł wzbudzić większe zaufanie u jazzmana, w końcu to muzyka murzyńska. Zaprosił go do stolika, nie ma świadków, są praktycznie sami. Można strzelać. Vincent nie był duchem. Na pewno był widziany w wielu miejscach przed wykonaniem kontraktu, to nie jest nic nadzwyczajnego. Niczego też nie zmienia fakt, że był z nim jakiś murzyn. To nawet mniej podejrzane z racji tego, że byli w klubie jazzowym.
"Pierwszy cel o ile sie nie mylę wyleciał przez okno prosto na ulice. Gdyby to była rzeczywistość, to w tym miejscu najprawdopodobniej zakończyła by sie nocna przejażdżka naszych bohaterów. Dalej mielibyśmy film więzienny."
Pierwsza ofiara wypadła przez okno bo nasz specjalista nie do końca był rozgarnięty. Poza tym nie mógł przewidzieć, że denat wyleci przez okno prosto na taksówkę. Pewnie nawet się nie domyślał, że owa stoi akurat pod tym oknem. Dlaczego oglądalibyśmy film więzienny? Vincent prawdopodobnie użył tłumika (tak jak w klubie jazzowym), nikt strzału nie słyszał. Uderzenie ciała o taksówkę na pewno wzbudziło podejrzenie, no ale mieliśmy środek nocy, kto by to zauważył? Nie ma naocznych świadków jak ciało spada - nie ma sprawy. Jest chyba duże prawdopodobieństwo, że w środku nocy, gdzieś na tyłach budynku akurat nikogo nie będzie, nieprawdaż?
Scena w klubie jest tak zrealizowana, że trudno jest się do niej przyczepić. W takim tłumie wszystko jest możliwe. Nikt nie wiedział jak wygląda Vincent do póki nie zaczął strzelać. Co więcej, zanim Vincent zaczął strzelać gliny myślały, że to murzyn. Vincent nie wzbudzał podejrzeń, miał plan, obserwował wszystkie cele, które jego nie obserwowały. Miał przewagę i był zawodowcem. Kilku wykończył ręcznie po cichu. Następnie powystrzelał resztę. Co w tym absurdalnego? Teren nie był jeszcze zabezpieczony przez FBI, bo na miejsce dotarło dopiero kilku gliniarzy z zamiarem ewakuacji świadka. To oni śledzili taksówkę i wiedzieli gdzie jest, dosyć późno dowiedzieli się, że jedzie do tego klubu, więc ci najbardziej zaangażowani w akcję byli na miejscu wcześniej.
Jeszcze małe sprostowanie. W tym klubie zginął tylko jeden gliniarz. Gdy brodaty glina dostał postrzał w nogę, dwóch go wyciągnęło z tłumu, reszta osłaniała. Musieli się wycofać, czekali na wsparcie. Reszta to była ochrona świadka i ludzie od Feliksa, który przekazał listę Vincentowi. Jednego z nich widać wcześniej, gdy Max idzie po listę do Feliksa. Widać go jak stoi za plecami Maxa. Taki latynos z zamordyzmem w oczach.
"Do tego mnóstwo niepotrzebnych ofiar - banda zbirów w ciemnej uliczce na przykład."
Vincent chciał odzykać teczkę to ich zabił. Miał ich poprosić? Ofiary w klubie są tez niepotzrebane ale nieuniknione. W końcu jak się strzela w tłumie to nie powino to dziwić.
"Do minusów zaliczam także płaskie postacie. Być może to tylko moje wrażenie, ale zarówno Vincent, jaki i cała reszta bohaterów (gliniarze przede wszystkim) to takie marionetki, bez przekonująco zarysowanej osobowości."
Film skupiał się na dwóch postaciach: Vincencie i Maxie. Obydwie postaci były rozbudowane, ale postać Maxa bardziej. Zważywszy na okoliczności przebiegu wydarzeń nie dało się wiele więcej z tych postaci wykrzesać. Co do policjantów to po co mi głębia postaci, która w zamierzeniu miała być tylko "marionetką" i występuje w krótkich scenach, w których nawet nie ma pretekstu do tego aby nam te postaci przybliżyć? Nie na policjantach ten film się skupiał. Zarys charakteru Vincenta jest całkiem rozbudowany jak na bezdusznego zabijakę, który jedyne co robi w filmie to właśnie zabijanie. Nie dowiadujemy się nic o osobistym życiu Vincenta, nie ma okazji na głębszy zarys jego postaci.
Tu się liczy przede wszystkim klimat i relacja Vincenta z Maxem. Nic poza tym. Jak dla mnie film bardzo dobry 8/10. Jak na mój gust to nawet 9/10
P.S. W którym momencie Max mógł uciec? Z jedynej okazji jaką miał skorzystał, ale mu się nie udało. Nie miał więcej okazji. Vincent zadbał o to.
Oczywiście z tym strzelaniem przez białego chodziło mi o strzelanie w klubie "Fever", gdzie byli świadkowie.
Zauważyłem, ze akcja filmu rozgrywała się w Los Angeles a nie w New York City panie MB. Trochę robi to różnicę, bo miasto jest również bohaterem tego filmu.
"Po co miałby wrabiać murzyna, skoro wszyscy świadkowie i tak potwierdzą, że strzelał biały? "
Nie wiem, ale zauważ, że policjant prowadzący sprawę wspomina o podobnym przypadku, kiedy to kierowca taksówki popełnił jakieś zbrodnie, a potem strzelił sobie w łeb. Tak to skojarzyłem.
"Vincent prawdopodobnie użył tłumika (tak jak w klubie jazzowym), nikt strzału nie słyszał."
Owszem, używał tłumika. Ale tych dwóch cwaniaczków którzy ukradli mu teczkę rozwalił kilkoma strzałami bez tłumika. Nie bardzo rozumiem dlaczego.
"Dzięki obecności murzyna Vincent mógł wzbudzić większe zaufanie u jazzmana, w końcu to muzyka murzyńska."
Trochę to naciągane. To właśnie dlatego porwał Maxa? Przecież tego Jazzmana mógł rozwalić na milion innych sposobów. Tutaj wspomnę o pewnym plusie. Podobało mi sie, że Vincent strzelał bez ostrzeżenia - nie bawił sie z ofiarami i nigdy nie zdradzał im ze ma zamiar za chwile ich rozwalić.
"Film skupiał się na dwóch postaciach: Vincencie i Maxie. Obydwie postaci były rozbudowane, ale postać Maxa bardziej. Zważywszy na okoliczności przebiegu wydarzeń nie dało się wiele więcej z tych postaci wykrzesać. Co do policjantów to po co mi głębia postaci, która w zamierzeniu miała być tylko "marionetką" i występuje w krótkich scenach, w których nawet nie ma pretekstu do tego aby nam te postaci przybliżyć?"
Problem w tym, ze osobiście mało interesowało mnie kim ta naprawdę jest Vincent. Ta osoba po prostu nie wzbudzała ciekawości, a to duży filmowy błąd. Co do policjantów, myślę, ze prowadzącego sprawę można było bardzie widzowi przybliżyć - jego rola zakończyła sie dość szybko.
"W którym momencie Max mógł uciec?"
- Zaraz po akcji w klubie jazzowym Max wychodzi pierwszy i idzie jakiś czas spokojnie przez ulice.
- Idąc po kopie materiałów dla Vincenta Max spokojnie mógłby zadzwonić po gliny i wrócić do szpitala. Miał na to jakieś 15 min.
- Zamiast samotnie ratować tę prokurator, czy kim tam ona była mógł wezwać gliny. Kiedy uciekali budynek byłby otoczony.
Owszem, policjant wspominał o podobnej sprawie ale jak zauważył Kuba Rozróba, ten policjant nie kupił tej wersji tak jak tamten, który przypuszczał, że w taksówce siedział ktoś jeszcze. Mało prawdopodobne aby facet bez kryminalnej przeszłości nagle zaczął zabijać między kursami.
"Owszem, używał tłumika. Ale tych dwóch cwaniaczków którzy ukradli mu teczkę rozwalił kilkoma strzałami bez tłumika. Nie bardzo rozumiem dlaczego."
Goście mieli rewolwery, a teczkę trzeba było odzyskać. Vincent nie miał czasu bawić się w przykręcanie tłumika, który prawdopodobnie i tak miał w teczce. Zabił ich bez naocznych świadków.
"Trochę to naciągane. To właśnie dlatego porwał Maxa? Przecież tego Jazzmana mógł rozwalić na milion innych sposobów."
Jak wiemy Vincent miał napięty termin. Świadczyć może o tym fakt, że Felix powątpiewał w to czy Vincent zdąży z wykonaniem wszystkich zleceń. (podczas wizyty Maxa u Felixa) Vincent tej samej nocy, w której miał wykonać robotę przyjechał do L.A. i nie miał transportu. Porwanie taksówki wydawało się najlepszym i najszybszym rozwiązaniem choć ryzkownym. Mógł ukraść samochód ale jazda kradzionym wozem też jest ryzykowna. Wypożyczyć też raczej nie mógł. Zanim znalazłby odpowiedni punkt minęłoby wiele czasu, a czas naglił. Prawdopodobnie następnego dnia ruszał proces albo przesłuchania.
Co do jazzmana, to mógł rozwalić go na wiele innych sposobów tylko po co? Przecież zabił go używając tłumika, bez jakichkolwiek świadków i bez chałasu. Lepsze to niż rozwalenie go przy świadkach i zrobienie zamieszania.
"Problem w tym, ze osobiście mało interesowało mnie kim tak naprawdę jest Vincent. Ta osoba po prostu nie wzbudzała ciekawości, a to duży filmowy błąd."
Wiesz, trudno to nazwać błędem filmowym skoro Vincent wśród innych widzów wzbudza ciekawość. U niektórych wzbudza, a u niektórych nie. Mnie się ta postać bardzo podobała, zapewne innym także. Poznaliśmy filozoficzne zapędy Vincenta, jego bezwzględność, a także nieporadność i unikanie pytań o jego człowieczeństwo. Całkiem ciekawy typ.
W kwesti ucieczki Maxa to pod klubem jazzowym sytuacja wyglądała trochę inaczej niż to opisałeś. Przez pewien czas Max stał zszokowany pod drzwiami w środku klubu, gdy Max wyszedł Vincent natychmiast podążył za nim. Na zewnątrz Max nie miał już szans bo tuż za nim wyszedł Vincent i mógł go dogonić lub po prostu wpakować kulkę w plecy. Nie było okazji do ucieczki.
Co do tej drugiej próby ucieczki to może masz rację. Jednak Vincent zagroził Maxowi, że jeśli spróbuje uciekać to zabije mu matkę. Trochę to zniechęcające do ucieczki. Druga sprawa to fakt, że Max nie miał przy sobie telefonu musiałby zadzwonić w klubie ale przecież prowadzony był przez ochroniarzy do Feliksa. Założę się, że nie pozwololiliby mu skorzystać z telefony. Przecież nie po to przyszedł. Zatem telefonu mógł szukać na zewnątrz. Przypuszczam, że Maxowi nie w głowie była wtedy ucieczka, myślał o tym aby szybko załatwić sprawę z Felixem.
Trzecia ucieczka. Najważniejsze dla Maxa, gdy uciekł policjantowi było uratowanie życia pani prokurator. Musiał zadzwonić najpierw do niej żeby ją ostrzec. Jak wiemy bateria w telefonie się wyczerpała i w czasie gdy Max szukałby nowego telefonu pani prokurator leżała by na własnym dywanie w kałuży krwi. Policja otaczałby budynek już po morderstwie.
Z resztą do tej broni, ktorą akurat miał przy sobie raczej nie przykręciłby tłumika.
Dlaczego Vincent nie zabił Maxa. Sam to wyjaśniłeś....Vince tak działał co potwierdza nawet Fanning mówiąc" Bay Area, w Oakland kilka miesięcy temu była podobna sprawa. Taksówkarz w ciągu nocy zabił 3 osoby, a potem strzelił se w łeb. Ale niektórzy mówią że w taxi był ktoś jeszcze..." a nie pomyślałeś, że w takim mieście jak LA taxi nie rzuca się w oczy?? Gdyby pod dom jednego ze świadków podjechał elegancki wóz Vincenta to pewnie został by zapamiętany, ale Taxi to codzienność.
Vincent też wyjaśnia,że właśnie tak działa kwestią "Że też musiałem trafić na takiego taryfiarza"
Rzeczywiście scena w dyskotece jest trochę przesadzona, ale w klubie Jazzowym wcale...
"Zauważyłem, ze akcja filmu rozgrywała się w Los Angeles a nie w New York City panie MB"
Mój błąd.
"a nie pomyślałeś, że w takim mieście jak LA taxi nie rzuca się w oczy??"
Pomyślałem. Problem w tym, że Vincent i tak robił tyle hałasu, ze taka forma maskowania własnej działalności wydaje sie śmieszna. Niby jest ostrozny, ale w zatłoczonym Fever strzela do wszystkiego co sie rusza i nie przeszkadza mu fakt, ze będzie zapamiętany przez co najmniej kilkudziesięciu świadków.
Zresztą cały ten cyrk z taksówkarzem kończy sie dla niego w wiadomy sposób.
'Owszem, używał tłumika. Ale tych dwóch cwaniaczków którzy ukradli mu teczkę rozwalił kilkoma strzałami bez tłumika. Nie bardzo rozumiem dlaczego.'
Nie zgadzam się. Jak inaczej to sobie wyobrażasz? Że zanim załatwił tych gości to miałby jeszcze założyć tłumik, przecież to nie było w tamtej sytuacji mozliwe.
Dobra każdy ma swe zdanie. dla mnie ten film jest genialny. Jasne, że w każdym filmie są jakieś niedoróbki, tak samo w tym. Ale rekompensuje nam to świetna fabuła, znakomite aktorstwo i piękne zdjęcia Los Angeles. Dla mnie ten film to arcydzieło. W swoim gatunku jeden z najlepszych filmów XXI w.
PS: A co miał robić w Fever??? Stać i czekać, aż go zabiją? Normalny odruch dla kogoś takiego jak Vincent to chwycić za broń i zacząć zabijać....
Moim zdaniem taksówka to nie była forma maskowania ale po prostu najszybszy środek transportu i PRZY OKAZJI maskowanie. Taksówkarz zna miasto i mógł szybko dojechać na wskazane miejsce. Vincent nie musiał bardzo się maskować. Nie był jakimś silent assasinem tylko zabijaką na zlecenie. Akcji w klubie nie dało inaczej się rozegrać. Gdyby Vincent podszedł po cichu do grubasa na kanapie i wpakował mu kulkę, otoczony by został przez ochroniaży i zabity. Dlatego wykańczanie powoli ochrony wydaje się być najrozsądniejszym rozwiązaniem. Co z tego, ż byl zauważony. Niedokładny rysopis to za mało.
Według mnie ten film jest taki, że każdy widz może odbierać go inaczej...Jedni widzą w nim arcydzieło, inni kolejną sensacyjną opowiastkę...
"Goście mieli rewolwery, a teczkę trzeba było odzyskać. Vincent nie miał czasu bawić się w przykręcanie tłumika, który prawdopodobnie i tak miał w teczce. Zabił ich bez naocznych świadków."
Vincent własnie wrócił, wiec przypuszczam, że kogos załatwił. Wiec tłumik zapewne miał ,przy sobie. Mogł go przykrecić i nie wołac chłopaków, tylko wpakowac im po kulce w tył głowy. Tak ja bym zrobił.
"Co do jazzmana, to mógł rozwalić go na wiele innych sposobów tylko po co? Przecież zabił go używając tłumika, bez jakichkolwiek świadków i bez chałasu."
No nie wiem, rozmawiał z szefem lokalu i mało prawdopodobne, ze nikt nie widziałby tego strzału. W filmie chyba naprawdę nikt tego nie zauważył, ale prawdziwy zabójca pewnie by nie zaryzykował. Takie jest moje zdanie.
"Trzecia ucieczka. Najważniejsze dla Maxa, gdy uciekł policjantowi było uratowanie życia pani prokurator. Musiał zadzwonić najpierw do niej żeby ją ostrzec."
Ja bym dzwonił po gliny:)
"Nie był jakimś silent assasinem tylko zabijaką na zlecenie."
Jak chce sie w takim fachu troche pożyć, to trzeba byc maksymalnie ostrożnym.
A tak w ogóle to filmik spoko. Ale na przykład do takiej Gorączki bym go nie przyrównał.
Czy ktoś mógłby mi podać tytuł piosenki jaka leci podczas gdy Vincent jest w klubie Fever aby zabić tego chińczyka??
"Vincent własnie wrócił, wiec przypuszczam, że kogos załatwił. Wiec tłumik zapewne miał ,przy sobie. Mogł go przykrecić i nie wołac chłopaków, tylko wpakowac im po kulce w tył głowy. Tak ja bym zrobił."
No tak, ale tłumika uzywa się w budynkach, gdzie nie możesz zwrócić niczyjej uwagi. Na ulicy kilka strzałów w zaułku nie zwróci niczyjej uwagi. Tak na prawdę to jest detal.
"No nie wiem, rozmawiał z szefem lokalu i mało prawdopodobne, ze nikt nie widziałby tego strzału."
Vincent tak długo rozmawiał z jazzmanem po to aby wszyscy opuścili lokal. Można zauważyć jak Vincent rozgląda się po sali i widzi jak kręci się jakaś kelnerka, a barman wyciera szkło. Gdy kelnerka znika na zapleczu a barmana już nie ma, wtedy strzela. Absolutnie bez świadków.
"Ja bym dzwonił po gliny:)"
Jeśli zadzwoniłbyś po gliny i nie pobiegł ratować prokurator to prokurator zginęłaby. W przypadku Maxa gdyby zadzwonił po gliny, bateria siadłaby jeszcze zanim zdążyłby zadzwonić do pani prokurator. Wtedy w ogóle by jej nie ostrzegł :]
'Vincent własnie wrócił, wiec przypuszczam, że kogos załatwił. Wiec tłumik zapewne miał ,przy sobie. Mogł go przykrecić i nie wołac chłopaków, tylko wpakowac im po kulce w tył głowy. Tak ja bym zrobił.'
Obejrzyj sobie tą scenę:
http://www.youtube.com/watch?v=QeNPJ0fgWVY
Po pierwsze V. sam jest zaskoczony sytuacją i nawet nie wie czy to jego teczka.
Po drugie nie wie, że tamci mają broń.
Po trzecie jeden z nich trzyma broń, zaś drugi trzyma ręką na kaburze.
Po czwarte pistoletu z tłumikiem nie nosi się w kaburze, bo to trochę niewygodne byłoby i chyba głupie.
Po piate gówno kogo obchodziło kiedy strzelali na dyskotece, kazdy biegł by ocalić swój tylek, tym bardziej mało kogo zainteresowałyby strzały w ciemnym zaułku.
Po czwarte dlaczego zakładasz, że V. musi zabić każdego kto wchodzi mu w drogę?
Scena pokazuje, że V. jest bardzo szybki, zdecydowany i opanowany i, że teczka ma dla niego duże znaczenie.