Film zapowiadał się bajecznie. Cztery gwiazdki w Gazecie Telewizyjnej i jej rekomendacja. Początek rzeczywiście jest znakomity. Starcie dwóch typów osobowości. Rozwój akcji naprawdę przyciąga widza do odbiornika, ale po jakimś czasie film, który miał spore aspiracje na etykietkę z napisem: "dramat", przeistacza się w sensacyjną opowiastkę. Im dalej w las, tym więcej niedorzeczności (jak oni przeżyli wypadek?) i absurdów - facet, który precyzyjnie strzela ludziom między oczy (wizyta w kostnicy) ginie z rąk gościa, który swoje zdolności strzeleckie do tej pory trenował tylko na szybie jakiegoś budynku.
Gra aktorska:
Jamie Foxx jako Max - po pierwsze, bardzo niedopracowana postać. W pierwszej połowie filmu rysuje się nam obraz konformisty, marzyciela, człowieka raczej unikającego niespodzianek, niezaplanowanych wydarzeń, który prowadzi uporządkowane życie i nie zastanawia się za bardzo nad jego sensem. Dopiero kontakt z Vincentem otwiera mu oczy. I to byłoby O.K., ale jest jeszcze druga połowa filmu, a w niej dotychczasowy obraz Maxa wywraca się do góry nogami. Szczególnie scena u pracodawcy Vinca i zachowanie taksówkarza burzy ten układ. Wiem, że to jest gra o życie, ale trudno mi uwierzyć, że człowiek, który raczej nie jest zbyt pewny siebie nagle zaczyna grozić jakiemuś bandycie, a później nawija o zniżce. Z drugie jednak strony trzeba przyznać, że Max jest niewątpliwie bohaterem dynamicznym. W trakcie tej jednej nocy przechodzi całkowitą metamorfozę. Jest postawiony w takiej sytuacji, że cokolwiek by nie wybrał, będzie to tragiczne w skutkach. Próbuje nawet poświęcić siebie, by unicestwić mordercę.
Tom Cruise jako Vincent - na wstępie, brawa za charakteryzację i dla scenarzysty. To ta postać to wbrew pozorom najjaśniejszy punkt tej produkcji. Z początku myślałem, że będzie to kolejny schemat, czyli typowy czarny charakter gotowy bez mrugnięcia okiem zabić kobietę z dzieckiem na ręku. Bynajmniej, Vinc jawi się jako idealista. Ma dość świata pełnego hipokryzji (świetne tekst o trupie w bagażniku i ofiarach w Rwandzie) i ogólnej obojętności społeczeństwa na krzywdę drugiego człowieka (mężczyzna, który umiera w metrze). Odrzuca więc ten świat, a przy tym odrzuca również wszelkie normy etyczne. Do samego końca pozostaje taki sam.
Moja ocena filmu to 6,5/10!
Ginie z rąk takiego gościa, bo w grę wchodził element zaskoczenia.
Co do wypadku to mało w życiu widziałaś.
Tyle, w temacie. 7/10.
To była wymiana ognia z bliskiej odległości, dzieliły ich tylko drzwi. Vincent był na pewno przytłumiony po postrzale ale tak naprawdę miałchyba tylko mniej szczęścia.