mój telewizor w akademiku odbiera tylko podstawowe programy, z czego na dzisiejszy wieczór tylko 3 z nich miały coś ciekawego do zaoferowania. Na 1 leciał nieśmiertelny "Miś", na 2 "Gattaca", a na polsacie właśnie "zakładnik". znajomy powiedział żebym sobie go obejrzał. zawsze kiedy on mi coś poleca to potem tego żałuje, tak było i tym razem... Film jest jednym słowem męczący. Oto znowu przypadkowy czarnoskóry amerykanin zostaje wplątany w aferę w której walka toczy się o życie. i oto znowu okazuje się, że ten zwykły taksówkarz jest połączeniem herosa i nieskazitelnego rycerza, który sam potrafi zaprowadzić PiS (prawo i sprawiedliwość oczywiście;P) i - o zgrozo! - uratować piękną, młodą i bogatą panią prokurator (sposób na podryw dość skomplikowany i ryzykowny, ale za to efektywny). Do tego jeszcze te głupie dialogi o życiu... echhh, brak słów. Żeby jednak nie zrobić przykrości twórcą filmu, gdy będą czytać mój komentarz, no to powiem że film ma też swoje plusy, np przyzwoicie zrobiony od strony technicznej, dość dobrze odegrana rola przez Cruise i w sumie gdy już naprawdę do wyboru pozostaje Ci tylko obejrzeć go albo - dajmy na to - się pouczyć, no to można nim zabić czas. Oceniłem go na 4. (dałbym może 5, ale chciałem bardziej zaniżyć jego ogólną średnią:P). ...a mogłem obejrzeć "Misia" do końca...