Film byłby może i nie najgorszy, gdyby nie fakt... że jest kompletnie durny.
Facet z przyszłości zjawia się małej dziewczynce, którą pozna dopiero w przyszłości - a pozna ją właśnie dlatego, że jej się wcześniej zjawiał. Równie dobrze ktoś, kto w przyszłości jeszcze nie istnieje, mógłby się cofnąć w czasie i przespać się z jakąś dziewczyną... aby powołać samego siebie do istnienia;)
Filmy o podróżach w czasie generalnie mają problemy z logiką, ale ten bije wiele innych na głowę;)
Nie zgadzam się z Tobą. Nie jest durny. Wiadomo nierealny i pogmatwany, ale jednak piękny :) Gdyby nie jego skoki do dzieciństwa swojej żony nigdy by jej nie poznał. Jak dla mnie genialny film i jeden z najpiękniejszych o miłości :D A tak btw to w terminatorze było coś w stylu "ktoś się jeszcze nie narodził, ale cofnął się w czasie i spłodził potomka, który w jego rzeczywistości jest starszy od niego" a i tak film fajny ;p
ehh takie filmy mają problemy z logiką? Co za bzdura...
Czas nie jest liniowy, podział na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość jest umowny, po prostu my jako jednostki znajdujemy się w danym miejscu o danym czasie. To co zdarzy się TOBIE jutro nie jest przyszłością, to już się stało, tyle że w innym czasie, w czasie, w którym znajdziesz się dopiero jutro. Po prostu stawiamy samych siebie jako punkt 0 na osi czasu, wszystko co nas otacza warunkując względem nas samych. Takie myślenie jest w zasadzie błędne - to nie czas płynie, to my płyniemy w czasie.
hehe, teraz zacznie się spieranie pokroju czy to słońce krąży wokół ziemi, czy też odwrotnie :)
Jeśli chodzi o mnie, cóż. Film trafia do ulubionych
Po prostu może trzeba trochę bardziej wysilić wyobraźnię podczas oglądania tego typu filmów:) Ja tam wszystko zrozumiałam i nie widzę problemu. Może nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, ale przyjemnie się go oglądało, w porządku.
Niestety, muszę przyznać rację. Film mało interesujący, zbyt dużo niedomówień i niedociągnięć.
Fajna historia miłosna, ale cała reszta, mam wrażenie, jest tylko "otoczką" tej historii, którą autor nieumiejętnie dobrał.
Pierwsza scena z małą dziewczynką i już głupota. Nie jestem dziewczyną, ale gdybym miał 10 lat i zobaczył na łące gołego faceta, to bym uciekał ile sił w nogach. A ta co? Zakochuje się w 30-40 latku i w pamiętniku ustawia swój ślub.
Do tego ten paradoks, że gość spotyka samego siebie... Czy też motyw doktora, który rozpoczęli i nie skończyli... Motyw córki, która nad tym panuje, a on nie może... Motyw, dlaczego akurat tam się przenosił... Motyw śmierci matki (dlaczego akurat wtedy się przeniósł? od uderzenia w głowę?)... Gdyby to były inne postacie, z innych wymiarów, to by nie miał/miała tych wspomnień, gdyż miała by je osoba z innego wymiaru... Zbyt dużo tego jest, abym mógł ocenić film na coś więcej niż 5/10. A szkoda :P
a ja się z Tobą nie zgodzę. Podróże w czasie same w sobie są fantastyką, więc jak można tu mówić o niedociągnięciach czy paradoksach? Autorka książki wyobraziła sobie podróże w czasie wraz z wszelkimi ich konsekwencjami właśnie w taki sposób, i miała do tego pełne prawo. A to, że akurat Ty jesteś przyzwyczajony do pewnej konwencji podróżowania w czasie, to już zupełnie odrębna kwestia i nie powinna wpływać na ocenę filmu
Ona nie zobaczyła gołego faceta, tylko usłyszała szmer zza krzaka i prośbę o koc. Po wielokrotnym spotykaniu go i rozmowach zaczęła się podkochiwać i marzyć o ślubie. To normalne, że dzieciaki marzą o ślubie z rodzicem przeciwnej płci (przynajmniej według Freuda), a tu bohater zastępował jej ojca, bo prawdziwy zajęty był polowaniem albo innymi ważnymi rzeczami.
Film w brew pozorom prosty w odbiorze i przewidywalny ale jako melodramat a nie w kategoriach SF zasługuje na 8/10