Z początku oglądając obraz Roberta Schwentke przez głowę przeszła mi myśl, że jest to jakaś romantyczna i kiczowata wersja „Efektu motyla”. Z każdą kolejną sekundą film co raz bardziej chwytał za serce i momentami powodował czyste wzruszenie. Oryginalny mimo wszystko scenariusz na podstawie powieści Audrey Niffenegger momentami jest jednak trochę naciągany i ciężki do przetrawienia (płód podróżujący w czasoprzestrzeni? Dla mnie brzmi to jak tani horror klasy B). Nie mniej jednak „Zaklęci w czasie” to wzruszający obraz, który potrafiłby poruszyć niejednego kinowego twardziela. Ja z pewnością nie żałuję lekko ponad półtorej godziny spędzonej przed ekranem.