I nawet mnie nie złoszczą te niemądre komentarze i oceny, bo dla wszystkich, którzy tego filmu nie rozumieją i nie potrafią docenić, mam właściwie wyłącznie szczere współczucie.
Ich życie jest w jakiś sposób ubogie, odarte z magii, brakuje im wrażliwości, dozy romantyzmu, która jest niezbędna, żeby ten film chłonąć i poczuć, że ma się do czynienia z prawdziwą sztuką.
I przyznam jednocześnie, czuję się z tym bardzo dobrze, że akurat ja to rozumiem.