Twórcy ukazują zamach na życie Reagana i zamieszanie, które powstało na najwyższych szczeblach rządowych, gdy informacja o przeżyciu głowy państwa była utajniona.

Kiedy prezydent Ronald Reagan obejmował w roku 1980 swój urząd nad jego prezydenturą zawisło fatum. Żaden bowiem z wybranych w roku kończącym się na zero prezydentów nie dożył do końca swojej kadencji.
Jakby tego było mało równowaga między supermocarstwami balansowała na niebezpiecznej krawędzi. Trwała inwazja sowiecka w Afganistanie a rozwój sytuacji w Polsce pozwalał spodziewać się najgorszego. Reagan przyjął ostry kurs i szeregi jego wrogów rosły.

10 marca stało się to, czego obawiano się najbardziej. Zamachowiec oddał kilka strzałów do prezydenta Reagana (tu gra go Richard Crenna). Na najwyższych szczeblach władzy zapanowała panika. Ludzie, w których rękach zawisło bezpieczeństwo państwa potracili głowy. Kto strzelał? To pytanie zadawali sobie wszyscy. Kiedy na jaw wyszło, że zamachowcem był niezrównoważony psychicznie John Hinckley świat odetchnął z ulgą.

Film Cyrusa Nowrasteha (producentem jest specjalista od politycznych dociekań Oliver Stone) pokazuje ze sporą dozą ironii postawę waszyngtońskich elit. Wiceprezydent Bush jest w podróży. Władzę obejmuje energiczny sekretarz Stanu Haig (Richard Dreyfus) i popełnia błąd za błędem. Informacja czy prezydent przeżył przez kilka godzin jest utajniona. Sekretarz obrony żąda wprowadzenia alarmu w siłach zbrojnych. Okazuje się, że na najgorsze nikt i nigdy nie jest przygotowany.