Spodziewałem się kolejnej ckliwej romantycznej opowiastki a tu proszę takie miłe zaskoczenie. Jestem mile zaskoczony grą Emilii Clarke. W grze o Tron czy Terminatorze jest strasznie sztywna a tu uśmiech od ucha do ucha. Kiedy ma być smutno jest przekonywująca, tą nieporadnością troszkę mi przypominała Bridget Jones. Z tego co ja oglądałem to chyba jej najlepsza rola do tej pory. O Sama jakoś się nie bałem. Młody, przystojny, utalentowany już wcześniej to udowodnił. Jak dla mnie jednak zaskakujący finał liczyłem że uda jej się odciągnąć go od eutanazji. Ale to może i dobrze dla filmu bo skończył by się jak wiele, wiele innych, i żyli długo i szczęśliwie no może nie do końca szczęśliwie ale byli by razem. Bo jej Patrick to zapatrzony w siebie buc. U mnie 7/10