Ja nie płaczę przy ludziach, w kinie może ze 2-3 razy miałam łzy w oczach, ale same wyschły. A na tym filmie się popłakałam. Po prostu. Z własnej winy trochę, bo nastawiłam się na inne zakończenie, a tu...o.
Poszłam na ten film dla Sama Claflina, Matthew Lewisa i dla moich ukochanych Smoczków i cudownej piosenki "Not today". Piękny, zabawny i bardzo wzruszający film. Teraz będę przeżywała.