Indianin Charlie i jego syn Mitsah zajmują się handlem skórami. Pewnego dnia znajdują w lesie i przygarniają mieszańca psa i wilka. Z początku nieufny wobec ludzi zwierzak z czasem zaprzyjaźnia się z chłopcem, który nazywa go Białym Kłem. W tym samym czasie do małego miasteczka Dawson, pełnego poszukiwaczy złota, przybywa państwowy delegat Kurt Jansen wraz ze swoim przyjacielem, dziennikarzem Jasonem Scottem. Szybko okazuje się, że miasteczkiem rządzi nieuczciwy bandyta Beauty Smith wraz ze swoją bandą, a obecność obcych jest mu nie na rękę.
+ przyzwoita mieszanka kina przygodowego, westernu i nieco pokracznego kina familijnego
+ tytułowy psiak kradnie show, nie dość, że urocza z niego bestia to jeszcze potrafi pokazać na ekranie kilka zaskakujących sztuczek
+ jak na Włochów przystało jest tu też trochę szeroko rozumianej eksploatacji, która tylko podkręca seans
+ a muszę przyznać, że nie ma tu miejsca na nudę, ogląda się to szybko i bez większych przestojów
+ a kilka scen jest naprawdę porządnie i pomysłowo zrealizowanych
+ pochwalę też obsadę, charyzmatyczny Franco Nero zawsze na plus, seans umilają też Carole Andre i Virna Lisi a odpowiednio charakterny jest też, dobrze znany fanom włoszczyzny, John Steiner w roli głównego antagonisty
+ nieźle sprawdza się też ścieżka dźwiękowa spod ręki Carlo Rustichelliego
- chociaż film miał aż sześciu scenarzystów to czytali oni materiał źródłowy raczej dość pobieżnie, fani wiernych ekranizacji mogą się nieco zdziwić
- często na wierzch wychodzi też realizacyjna niechlujność i raczej skromny budżet, widać to zarówno w zdjęciach jak i montażu i scenografii
- miłośnicy zwierząt raczej powinni sobie odpuścić, niektóre sceny wyglądają zbyt przekonująco i nie jestem pewien czy żadne zwierzę nie ucierpiało podczas kręcenia tej produkcji
Podsumowując, Lucio Fulci zabiera się za ekranizację Jacka Londona, brzmi nieco zwariowanie i tak właśnie jest. Ogląda się to natomiast zaskakująco dobrze i z pewnością sprawdzi się jako luźne kino przygodowe a jeśli komuś nie straszne włoskie klimaty to i familijne. Muszę przyznać, że zaskoczył mnie na plus.