Hmm... Do momentu, kiedy bohaterowie wraz z aniołami tudzież ufoludkami znajdują się na polanie z kamyków film jest ok. Scena z samolotem, scena w metrze są naprawde dobre. I do tego momentu faktycznie ogląda się z zaciekawieniem.
Ale już scena ze statkiem(?), pojednanie Johna z ojcem,katastrofa i w końcu gwóźdź programu- nowy raj z drzewem poznania dobra i zła...? No haloooo... ktoś tu się chyba za bardzo rozpędził.
Postęp co prawda jest, bo nie znalazł się żadny litościwy, za miliony cierpiący, ratujący ziemię przed katastrofą. Ale anioły/ ufoludki? Litości.
Czułam się trochę niezręcznie w kinie (w sali, nawiasem mówiąc, za wiele osób nie było) próbując się cały czas powstrzymać od śmiechu. Oj, cały film naprawde niezły, tylko to zakończenie. Strasznie na tym ucierpiał cały obraz.
A mogło być tak pięknie- wszyscy mogli zginąć, można było pokazać scenę końcową, gdzie ziemia wchodzi w zasięg rażenia eksplozji słonecznej. To nie. Ktoś postanowił uratować grupkę osób i przenieść do nowego Raju. Ech...
Uch. I płaczący Cage.
Słowa po prostu z ust mi wyjęte :) Podpisuję się rękoma, nogami i czym tam jeszcze.
Film faktycznie dość dobry, ale powiedzmy szczerze- UFOLDUKI POTRAFIĄ SPIEPRZYĆ FILM. Do tego momentu, do którego nie było "podejrzanych" ludzi, zapowiadało się super. Niestety... Statki kosmiczne, szepczące ufoludy nie dały czadu...
Mam lepszą koncepcję na koniec tego filmu. Jeśli miał być katastroficzny, szkoda, że nie dali 2012 roku xD Podobno ma być koniec świata ;) Pewnie niektórzy narobiliby w portki ze strachu ;D
"Ale już scena ze statkiem(?), pojednanie Johna z ojcem,katastrofa i w końcu gwóźdź programu- nowy raj z drzewem poznania dobra i zła...? No haloooo... ktoś tu się chyba za bardzo rozpędził."
Dlaczego za bardzo? Mało realne?