Co tu dużo ukrywać facet ostatnio rozmieniał się na drobne grając w kompletnych gniotach. Zapowiedź gniotem na pewno nie jest, ale niestety (a może na szczęście) tym co ratuje ten film są efekty specjalne. Wiem, wiem to nie Transformers, a pod koniec roku i tak wszystko będzie blade przy Avatarze. Jednak ja nadal upieram się, że kasa wydana na CGI to jedno, a sposób w jaki jest wykorzystana to drugie. W Zapowiedzi sekwencje "katastroficzne", czyli samolot, metro i końcówka może nie są przesadnie długie, ale wbijają w fotel... Cage też jest zbijany, przewracany i zasmucany, ale widz (albo przynajmniej ja) nadal gapi się jedynie na jego łysinę. Ma się wrażenie, że przed katastrofą pierwsze uciekły jego włosy... Ale dosyć tych złośliwości.
Rozkładając film na częsci pierwsze, to na pewno nie zawodzi obsada drugoplanowa(świetna Rose Byrne), dobre tempo i fajne zdjęcia. Jednak sam szkielet historii całkowicie się rozsypuje, przy choćby najmniejszej próbie zastanowienia się nad sensem tej całej historii. Po co wogóle ta cała maskarada z głosami, kartkami, dzieciakami. Już nie wnikam w sens tych całych kamieni i światełek z ust. Nie mogli po prostu przylecieć tuż przed, zabrać kogo trzeba i odlecieć? Cóż...magia Hollywood.
Reasumując: efekty i akcja super, fabuła pozbawiona sensu, włosów Cage'a coraz mniej.