Film zapowiadal sie wiecej niz niezle, tajemniczy ciag cyfr z przed polwieku spisany przez
dziecko, profesor z MIT z problemami rodzinnymi probujacy rozwiklac zagadke, Nicolas
Cage w roli głownej itd,
ale potem jakies kosmiczne czarne kamyczki (po co one do cholery byly?) kosmici
zabierajacy wybrane dzieci na nowa planete (mogla by chociaz jakos realistyczniej troche
wygladac a nie tak "bajkowo")
to rozbrajajace rozstanie profesorka z synem ktory w koncu niewie czy moze pojsc na statek
czy nie... Moim zdaniem tworcy zabili caly klimat filmu ktory stworzyli na poczatku, zupelnie
niepotrzebnie dodany motyw kosmitow, mogli inny koniec swiata wymyslic, no i
niewykozystali do konca motywu przepowiadania tragedii z tego ciagu liczb, mogli to
bardziej skoplikowac zbyt prosta ta lamiglowka byla...