Dobry przykład stylu Antonioniego. Reżyser bierze wręcz kryminalny pomysł, który w tradycyjnym kinie od razu ruszyłby z kopyta dynamiczną i pełną niespodzianek akcją. Tutaj jednak nurt sensacyjnych wydarzeń zostaje celowo spowolniony i zepchnięty na drugi, czy nawet trzeci plan. Pomysł podszycia się głównego bohatera pod zmarłego zostaje wykorzystany jako pretekst do rozważań nad kondycją współczesnego człowieka. Po ekranie przesuwają się wtopione w codzienny pejzaż symbole, podnosząc opowieść na metaforyczny poziom. Bohater gubi się w szerokim, ale powierzchownym nurcie własnego życia. W tej sytuacji eskapistyczny gest ucieczki przed światem prowadzi donikąd, bowiem rzeczywiste problemy kryją się nie na zewnątrz, lecz wewnątrz jednostki...
Do naprawdę poważnych i gorzkich rozważań dołącza świetny warsztat autorski. Narracja i przenikanie się wątków są skomplikowane, ale niezwykle precyzyjne. Świetne ujęcia dokumentalne (czy też paradokumentalne). Pewien zarzut mógłbym wysunąć wobec głównej roli, zwykle świetnego, Jacka Nicholsona... Mam wrażenie, że jego energiczny talent był tu nadmiernie i zewnętrznie tłumiony. Rolę napisaną dla współczesnego Everymana mógł zagrać właściwie każdy jako tako uzdolniony aktor. Sądzę, że byłoby nawet lepiej, gdyby powierzono ją komuś mniej charakterystycznemu.
Mimo całej znakomitości filmu, uważam że stosunkowo podobne, a starsze „Powiększenie” było sporo lepsze. Chociaż doceniam Antonioniego, to jego styl i problematyka jakoś do mnie, przynajmniej na razie, nie przemówiły. Cóż, poczekam...
Ale film polecam zupełnie bez wahania.
A ja z kolei nie widzę nikogo innego poza Nicholsonem w tej roli. Być może to dlatego, że Jacka (dżeka) niezmiernie cenię - prawda - a być może dlatego, że po obejrzeniu tego filmu kilka razy za bardzo już się do niego przyzwyczaiłem.
Czy to nie śmieszne jak się sprawy ułożyły?
Czyli życie każdego z nas kończy się porażką i nie możesz od tego uciec.
To jest tak....Siadasz...oglądasz...nic się nie dzieje....i dobrze.....dalej nic się nie dzieje.....nie wiesz nawet kiedy i zaczynasz czuć tą pustkę .....(pustka w filmach Antonioniego- ta zewnętrzna odkrywana w krajobrazach, przestrzeni, ta wewnętrzna, duchowa(?), ukrywana w drobnych gestach, spojrzeniach, czasie- ehhh temat rzeka)..
I chyba o to chodzi....zaczynasz czuć...pustkę,,,przygnębienie...że życie ma sens tylko w codziennych gestach i powtarzaniu starych błędów....nie ma od tego ucieczki.......może przynajmniej ta świadomość coś zmieni ...może to lepiej...może to gorzej......
może to jest tak:
http://www.youtube.com/watch?v=rMdfZFYLnqQ
(Łysiak- Dlaczego?)
I wspomniany dialog :
Czy to nie śmieszne jak się sprawy ułożyły?
To wszystko co żeśmy stworzyli.
Czyż to nie straszne jest być ślepym?
Znałem kiedyś człowieka,|który był ślepy.
Kiedy był bliski 40-stki|miał operację...
...i odzyskał swój wzrok.
Na początku był podniecony....i to bardzo.
Twarze...
..kolory...
krajobrazy.
Ale później wszystko zaczęło się zmieniać.
Świat był biedniejszy niż sobie to wyobrażał.
Nikt mu nie powiedział jak brudny jest naprawdę.
Jaki jest brzydki.
Wszędzie widział brzydotę.
Kiedy był ślepy...przechodził przez ulicę|z kijem w ręku.
Po odzyskaniu wzroku zaczął się bać.
Zaczął żyć w ciemnościach.
Nigdy nie opuszczał swojego pokoju.
Po trzech latach, zabił się.
(A Jack w tej roli- idealny, ta tłumiona energia wymieszana ze zmęczeniem, rozczarowaniem, do mnie to przemawia)