wlasnie obejrzalam ten film i tak sobie czytam te komentarze ale nie zgodze sie chyba do jednej rzeczy...robin przeciez nie gral zlego charakteru. gral samotnego mezczyzne ktory wlasciwie nic nie ma od zycia. przeciez nie chcial zle, zdenerwowalo go tylko jak mozna nie doceniac szczescia o ktorym on tak marzy, gdyby go raz zaprosili na kolacje, gdyby pozwlolili mu byc takim wujkiem Sy, przeciez tylko tego bylo mu trzeba, odrobiny ciepla i milosci. a moze zle rozumiem ten film.....w kazdym badz razie bardzo mi sie podobal.