Ziba (Neda Razavipour) to pani domu z wyższych sfer, która żyje we współczesnym Teheranie. Kobieta jest wyalienowana, nie może też opisać negatywnych stron otaczającego ją świata. Pewnego letniego dnia Ziba niespodziewanie trafia do nowego środowiska - nieznanych jej bliżej ludzi. Osoby te będą się zwierzać kobiecie ze swoich decyzji i rozterek. W filmie Bani Khoshnoudi nie jest ważna sama postać, ponieważ opowieść o Zibie to przede wszystkim metafora sytuacji kobiet we współczesnym Iranie.
Jaka tam metafora! Baba chce być w UE, broniona przed bogatym mężem przez Schulza i Bieńkowską. Tak to sobie wysnułem z jej twarzy, bo słów tu pada kilka, a sytuacji jest jeszcze mniej, Strasznie głupiutki film.
Do takiego opisu dotarłem i postanowiłem go zamieścić... Mogę tylko powiedzieć, że nie było zbytnio pomysłu na fabułę. Film jest rozciągnięty w czasie niemal maksymalnie. Czy jednak dostrzegam w kinie współczesnym elementy propagandowe? Myślę, że tak. Do ocen, które są sprawą złożoną, po obejrzeniu danego tytułu staram się jednak podchodzić z jako takim dystansem... W każdym razie dzięki za głos. Pozdrawiam.
PS A już poza tym wszystkim, włącznie z wątkiem Hamburga jako ewentualnego miejsca wskazanego do rozwoju (i poruszonego w pewnym momencie filmu), ciekawa wydaje się scena zamknięcia... Nie chcę jednak tutaj bez uprzedniego ostrzeżenia zbyt wiele zdradzać. Zwróciłeś może uwagę na to, co się stało z przekazaną bohaterce karteczką?