Myślałam, że to Tarantino jest królem przedłużających się dialogów, ale po „Zimowym Śnie” koronę oddaję Ceylanowi. Ten film może i jest długi, trzeba się naprawdę wczuć, aby nie wydawał nam się nudny. Ten czas pozwala nam na przemyślenia i skonfrontowanie sytuacji przedstawionych w filmie z własnymi przeżyciami. Znajdziemy w nim poruszające dialogi, piękne widoki, spokój a jednocześnie coś, co kłuje w środku pytając ile jest nas samych w cynicznym artyście. Ten film razi tym, że człowiek jest istotą słabą, samotną, zagubioną. Chciałby kogoś, kto poprowadzi go przez życie, chciałby żeby ktoś był odpowiedzialny za jego szczęście, bezpieczeństwo, wolność, a gdy kogoś takiego nie znajduje-bo ktoś taki nie istnieje, obwinia najbliższych za swoje frustracje. Film jest moim zdaniem świetny na zimowy wieczór, na dobry sen.