To jeden z tych filmów, po którego obejrzeniu nie mam najmniejszych wątpliwośći, że film jest sztuką, równie mocno oddziaływującą na odbiorce jak literatura najwyższego formatu, którą fascynacji, jak wiadomo Visconti nie ukrywa (Mann, Dostojewski).
O ile Tomasz Mann w swoich "Buddenbrookach" pokazał upadek, a raczej powolny rozkład, rodziny kupieckiej, której główny bohater nie widzi w swoim życiu innego celu, poza tym, aby za wszelką cenę budować (czyt. rujnować) potęgę rodzinnej firmy, o tyle Visconti pokazuje jak chore ambicje oraz chęć przęjęcia władzy, napiętnowana ideami nazistowskimi, prowadzi do kompletnej klęski, nie tylko sfery interesów, ale przede wszystkim moralnej, która nie pozwala członkom rodziny na normalne relacje międzyludzkie, lecz powoduje ich wynaturzenie i zezwierzęcenie. Kulturę, której mglisty obraz można było obejrzeć w początkowej fazie filmu, zastępuje barbarzyństwo, które wkrótce osiągnie swoje apogeum (II woja światowa).
To jeden z moich ulubionych filmów, podobnie jak inne dzieła tego reżysera, które - choć z najwyższej półki - zawsze pozostawiają na mnie wrażenie nie tak czyste jak ów film.
PS. W ramach "wprawek" nazistowskich polecam film "Europa" Triera, opisującego obraz Niemiec (czyt. Europy) tuż po II wojnie światowej. Film, choć nie tak genialny jak powyższy, posiada świetny, mroczny klimat.