Film traktuje oczywiście o jednym z największych dokonań Kościoła w historii - polowaniach na czarownice. Obecnie temat ten jest w szkołach wspominany mimochodem, ale zainteresowani znajdą wiele książek dokumentujących te działania. Film jest kopią dwa lata wcześniejszego "Witchfinder General", ale jest co najmniej równie dobry, jeśli nie lepszy. Nóż się w kieszeni otwiera oglądając to dzieło. Twórcom świetnie udało się pokazać ludzką ciemnotę i hipokryzję. W odróżnieniu od wspomnianego "Witchfinder General", zakończenie wcale nie łagodzi zdenerwowania wywołanego filmem. "Mark of the Devil" jest mocniejszy od swojego pierwowzoru (nie mówię tu tylko o scenach tortur) i zdecydowanie warto go obejrzeć.
Zdecydowanie warto? Tylko wtedy, gdy nóź stale nosi się w kieszeni..., a temat polowania na czarownice jest głównym problemem życiowym widza (16 lat?). Kościół ma sporo rzeczywistych dokonań w historii, chociaż - koniec końców - to zbawienie poszczególnych wiernych, a nie ziemskie osiągnięcia uznaje on za swe powołanie. Tak tylko z przekory piszę, bo mnie takie zachęty "moralnie wzmożonych" mierżą... 30 tys. ludzi zginęło w Syrii, w tym roku, a bulwersować mam się średniowieczem?