Nie znalazłam tej "głębi", którą podobno znaleźli inni, nie przestraszył, nie rozbawił, nie wzruszył. Lekko znudził. Mimo naprawdę niezłej kreacji jaką udało się stworzyć Costnerowowi film był jak dla mnie słaby. Owszem, było kilka zaskakujących, całkiem ciekawych momentów, ale jednak całość dość naciągana. Że niby człowiek, który totalnie nie wierzy, że jest cokolwiek o śmierci (co dla nadania autentyczności historii jest bez przerwy przypominane), nagle słyszy swoją żonę i wmawia sobie, że ona go wzywa. No przepraszam, ale do mnie film nie trafił. Mimo wszystko za Costnera i za to, że nie zasnęłam daję 6/10. Ale spodziewałam się czegoś lepszego.
Costner - ok, ale scenariusz po prostu infantylny i przewidywalny. Też daję 6/10.
taa.. zawiało nudą.. a końcowa scena po prostu.. ghee.. co za groteska o_O
rozumiem, że widzowie lubią szczęśliwe zakończenia (które, nawiasem, tutaj było obowiązkowe, oczywiście, jakże by inaczej..) - ale żeby aż tak landrynkowo i słodko?? normalnie sam miód :|
Film jakoś broni się dobrą grą aktorów (brawa dla Kevina), co jednak nie czyni go jeszcze interesującym.
oglądało się lepsze.