Początek nieco szablonowy i po łebkach, bo należało odfajkować pokazanie szczęśliwego życia
rodzinnego, ale potem robi się konkretna historia i jest wspaniale. W sensie filmowym oczywiście, bo
bohater z pewnością nie użyłby tego przymiotnika.
Jak reaguje wolny wewnętrznie człowiek na utratę wolności. Jak przełyka upokorzenia. Jak zmienia
się z protestującego w pogodzonego z losem i buzującym gniewem zewnętrznym.
Ten film jest w zasadzie o wolności wewnętrznej i o kompromisach, na jakie jesteśmy w stanie pójść,
by nie stracić człowieczeństwa, ale zaadoptować się do roli niewolnika i czyjejś własności.
Mnóstwo świetnych scen, ale ta z Bradem Pittem, w której wygłasza on monolog o wolności osobistej
jednostki, o hańbie niewolnictwa jest majstersztykiem, bo jest bardzo zwyczajna. Mówiona zupełnie
bez patosu. Tak, jak kiedyś mówili ludzie – z naturalną wzniosłością.
Jasne, że od początku wiemy mniej więcej jak to się skończy. Wszak oparto ten film na faktach,
relacji świadka, a więc człowiek musiał przeżyć, no i oczywiście wydostać się z niewoli, skoro udało
mu się rzecz opisać. Ale to nie film sensacyjny – nie o koniec tu chodzi, ale o wiwisekcję
psychologiczną. Jak to u McQueena. Rewelacja.
oo widzisz, a mnie kompletnie scena z Pittem nie chwyciła, odniosłem wrażenie wklejki, może gdyby grał ktoś mniej charakterystyczny, a może to kwestia montażu ? film dla mnie nierówny, obok mocnych scen sporo sekwencji osłabiajacych przekaz, może gdybym się z tematem zetknął po raz pierwszy to by zrobił większe wrażenie, a tak to prostu niezłe kino z dwiema dobrymi kreacjami głównymi i jedną drugoplanową.
ten film to stary odgrzewany kotlet. znudził mnie mocno, nie wytrwałem, przewijałem. szablonowy, przewidywalny. nic szczególnego. jaki sens pokazywać okrucieństwo przez 2 h. do bani.
Czy taki odgrzewany? Podaj proszę jaki film jest odgrzewany, bo kiedyś szczytem tortur w filmie o niewolnikach było kilka batów. Fakt, że pokazują w zasadzie pasmo nieszczęść, a bohater przy tym jakoś szczególnie nie ewoluuje, ale bez tego nic by z tego filmu nie zostało. Pamiętajmy też, że film jest ekranizacją dzienników Northupa.
ogrzewany w sensie kilkanaście filmów o niewolnictwie, czyli tragedie biczowanie źli biali prześladowani czarni. Prawda to, ale nic już nowego nie wnosi. niezależnie od konwencji Django pokazał, jak można trafić w 10. A tu, zgoda, ekranizacja dzienników, tylko co z tego? nudą wieje na odleglość, bohater przez 2 h ten sam, coś tam gada, w sumie bezsensowne truizmy. po kiego nominacje? dla mnie zmarnowany czas, wymagam od współczesnych filmów polotu, fantazji, zaskoczenia, scenariusza do licha!
Masz rację, może mi się podobał, bo lubię takie patetyczne filmy i historię USA ;) Dla mnie jednak murowany kandydat, bo w Ameryce recepta na oskara to opowieść: 1. historyczna 2. o prześladowanych gejach i jeszcze najlepiej 3 gejach murzynach :)
w sumie kij z Oskarami, pamiętam "Lincolna" - historyczny, ale też bez polotu i finezji, rzemieślnictwo. pamiętam też "Milka" - i nieważne, że o gejach, ale utkwił w pamięci, bo zrobiony z jajem. coś przekazywał, myśl, idea, wnioski. a tu: porwali, popracował, wrócił. popłakał się.
Właśnie Lincoln idealnie ilustruje moją receptę na Oskara ;) Film wybitnie nudny, ale o niewolnictwie i historyczny, więc Oskar musi być :)
w zeszłym roku było faktycznie fatalne rozdanie. Argo w sumie też słaby. ale było niezłe "Życie Pi", był Django. w tym roku nie wiem co jest na tym poziomie. raczej nic.
Wg. mnie również dla osiągnięcia świeżości reżyser powinien zamienić aktorom kolor skóry.
ale przewijać mi się zdarza jeden na sto filmów. tu naprawdę się starałem, godzinkę wytrwałem i dętka.