Jestem mocno rozczarowany bo film raczej nudny , baaardzo długie sceny nic nie wnoszące do
całości a do tego pozbawiony dramaturgii .
Temat jest już ukazywany w tylu pozycjach co Holokaust i nic nowego nie wnosi ten film.
Oczywiście bez względu na poziom produkcji w takim kraju jak USA film o niewolnictwie
Afroamerykanów czy martyrologii Żydów nie może pozostać bez nominacji czy nagrody.
Ogólnie nie polecam tej produkcji bo jest to moim zdaniem najgorszy nominowany przez Akademię film z
2013 roku.
Podobnie jest z Kamerdynerem gdzie ci wszyscy tak bardzo pro afrykańscy miłośnicy nobilitują ten film pod niebiosa ,a oba filmy są mocno średnie.Kamerdyner nawet jest gorszy bo nakręcony chyba na zamówienie pewnego prezydenta(ostatnie sceny filmu).,12 lat zaś z kolei nie emanował żadną sceną wartą wzruszenia bo wszystko ukazane w nim było pobieżnie i plastikowo ,nawet scena batożenia za mydło była jakaś sztuczna i nie wyzwoliła we mnie żadnych empatycznych uczuć.Ten film nie wart jest jak dla mnie żadnej oskarowej nominacji ale doskonale wpisuje się w obecny trend poprawności politycznej dlatego chyba został nominowany.Jeśli miałbym iść drugi raz do kina to poszedłbym pooglądać Di Caprio w Wilku albo Jareda Leto w Witaj w klubie bo warto zobaczyć rewelacyjne kreacje które stworzyli. Zainteresowanych tematem niewolnictwa zaś, polecam starszy serial Korzenie który jest o wiele lepszy od tego tu filmu.Pozdrawiam
Zgadzam się z "przedmówcami". Ciekawa w tym filmie była tylko historia i można było na jej kanwie stworzyć arcydzieło które stało by się symbolem znacznie większym niż Korzenie, Mandingo czy Amistad. Miałem wrażenie, że film był za krótki ale za to pojedyncze sceny wydawały się przeciągnięte niemiłosiernie. Osobiście jedna tylko scena zrobiła na mnie ogromne wrażenie: Jak niewolnicy klaszczą a Tibeats śpiewa im "ku przestrodze". Dobrze zagrana, smutna, groźna i oddająca złego ducha tamtych dni.
Film na pewno zrobiony w szlachetnym celu, ale w ogóle nieatrakcyjny. Było w nim coś o czym można powiedzieć "ok, już to widziałem". Oczywiście, że pan rozkaże swojemu niewolnikowi biczować kogoś z własnej grupy, oczywiście, że niewolnik w końcu spotka dobrego człowieka, który w końcu zacznie opowiadać się za sprawiedliwością. Film się dłużył, morderczo. Rozciągnięty jak makaron. Pierwszy raz spojrzałem w kinie na zegarek. Perełką jest tutaj Fassbender i jego naprawdę złożona postać. Nie wiem co zadecydowało o moim dystansie do tego tytułu, być może słaba praca edytorska. Wszystko wydawało się zupełnie nie w takt i do tego te nachodzące na siebie ścieżki dźwiękowe, zgroza.