Dlaczego Salomon po prostu w nocy nie uciekł? Nie był pilnowany. Mógł się przedrzeć do Nowego Yorku.
Z samego południa do NY? Na piechotę? Przez nieznane tereny, gdzie siłą go wywieziono? Sam jeden przeciwko uzbrojonej, konnej obławie, którą natychmiast by za nim posłano? Kiedy każdy, kogo napotkałby po drodze, w pół sekundy rozpoznałby w nim zbiegłego niewolnika i wydałby natychmiast - albo z powodu poglądów albo by uniknąć poważnych kłopotów.
Czyli złapaliby go błyskawicznie i w ramach nauczki oraz "przestrogi" dla innych - ostro skatowali. Przeżyłby albo nie, w zależności od szczęścia. Gdyby przeżył - czekałby go los jeszcze gorszy niż przedtem.
Trochę wyobraźni.
Fakt. Tam niewolnictwo było zupełnie normalne, gdzie w Waszyngtonie lub Nowym Jorku widać było, że jest chociażby częściowo wypierane. Ucieczka z południa nie miała najmniejszego sensu, dla tamtejszej ludności każdy czarny był po prostu niewolnikiem, a jego z pewnością spotkałby taki los, jak tamtych w lesie, co zostali powieszeni. Ale nie rozumiem, dlaczego nie próbował uciec jeszcze w Waszyngtonie, siedziało w tych celach kilku zdrowych chłopów, a na dziedzińcu mury były niskie? Mentalność w tym mieście była zupełnie inna, tak więc jeśli miałby otrzymać pomoc to najprędzej właśnie tam.