Jak zwykłe WTF na dzień dobry: o co chodzi z tytułem? Jak już wymyślili sobie zniewolonego to po kiego grzyba zostawili cały, długi angielski tytuł? Nie rozumiem tej branży za grosz. Generyczny film o niewolnictwie. Jest wszystko to co powinno się znaleźć w takim obrazie. Zło, tortury, pomiatanie ludźmi. Okropni właściciele ziemscy i dobrzy właściciele ziemscy. Nieszczęśliwi i styrani niewolnicy ale też niewolnicy nikczemni, robiący wszystko by przetrwać nawet krzywdząc własnych współtowarzyszy niedoli. Udało się uniknąć dłużyzn, jest mrocznie, jest ponuro i widać jakie zło działo się w USA przez wieki. Jest to film z pewnością lepszy niż Kamerdyner ale nadal nie ma tu absolutnie nic odkrywczego. Żadnego elementu, który zapamiętałbym na dłużej. Fassbender wypadł najlepiej z aktorów, najmocniejszy punkt filmu ale pozostali też na wysokim poziomie. Zdziwił mnie oscar dla Lupity Nyong'o. Dostała go za drugoplanową rolę żeńską. Grała naprawdę nieźle ale po seansie miałem wrażenie, że to nie był drugi plan tylko piąty. Przecież w filmie wszystkie jej sceny to jakiś ułamek fabuły. Równie dobrze za drugi plan można uznać Brada Pitta, który pojawia się tu w sumie na trzy minuty i gra tak nierealną i nieskazitelną postać, że generalnie nie pasuje do całości za grosz. Końcówka filmu wzruszyła mnie ale pewnie dlatego, że od narodzin córy zmiękłem straszliwie w zderzeniu z takimi scenami. Cóż począć, życie. Kolejna próba rozliczenia się USA z własną historią. Poprawna ale nic ponad to.
P.S. No i najważniejsza nauczka płynąca z historii - nie ufaj obcym. Jakby to spotkało 10-latka chyba mniej bym się zdziwił.