Bardzo podobny do Django. Po obejrzeniu Django uznałem, że to świetny film, ale gdyby tylko
zrobić go na "poważnie" (masakra w stylu Tarantino mi nie leży). No i nie do końca się udało.
Niby wszystko jest, ale coś nie do końca zagrało. Na plus zdjęcia, gra aktorska, ogólnie
krajobrazy i próba uchwycenia tematu bez zbędnego balastu dziejów (oprócz kilku momentów).

Coś jednak nie do końca zagrało, film mnie jakoś nie "chwycił". Może to wina czarno-białych
postaci, trochę przydługich scen, sam nie wiem do końca co, ale nie poczułem tego czegoś.
Moim zdaniem bardzo fajna, choć epizodyczna rola Brada Pitta, jest takim.. sędzią norymberskim,
takim.. stańczykiem, widzem historii, który ją ocenia w taki sposób, jakby żył w naszych czasach.
Bardzo ciekawie zbudowana postać.

Co ważne: bałem się, że wyjdzie z tego film typowo amerykański, patetyczny z bohaterami
herosami i w ogóle.. Długo się zbierałem, bo Oscar, bo wiadomo.. temat niewolnictwa itp. Myślę,
że udało się jednak uniknąć w większości zbędnego patosu, sztucznego bohaterstwa i
przedstawić bohaterów z krwi i kości, choć jednak dalej dobrych-złych. Główny bohater nie jest
walecznym herosem, raczej kimś kto stara się jak najlepiej dopasować, żeby nie oberwać i móc
przeżyć. Za to plus.

Podsumowując: dobre, solidne kino, poruszające ważny temat w sposób nie aż tak amerykański,
jak mogło by to być. Mocne 7/10.