Spodziewalem sie czegos wiecej niz tylko prawdziwej historii o dramacie zniewolonego czlowieka. Rozumiem ze
amerykanie go dobrze oceniaja, tak samo jak polacy dobrze oceniali pianiste... ale nagrody moim zdaniem
niezasluzone. Juz wieksze pieklo przezyl moj dziadek na majdanku i tez napisal ksiazke... przy gestapowskich torturach
smaganie batem i praca w polu to blachostka.
Tylko wielkość filmu ma się nijak do wielkości bata, czy fizycznego wymiaru tortur to absurdalny argument.
Z podobnej logiki wyszli chyba twórcy filmu o Irenie Sendlerowej, że skoro uratowała dwa razy więcej Żydów, niż Oscar Schindler to zrobią wielki film, a wyszła raczej karykatura i czytanka z pozytywnym przesłaniem, ale nie film.
Rozumiem, że nie starczy pokazać w kinie wielkiej tragedii człowieka i zrobić ciekawego filmu, a trzeba sięgnąć po najwyższy kaliber cierpień fizycznych, duchowych, żeby coś z tego było - czy Ty sam siebie czytasz ?
Pianista jest wielkim filmem, a na pewno udanym, choć pokazuje historie z punktu widzenia bohatera, który nie był herosem, nie walczył na pierwszej linii, a z punktu widzenia człowieka, który chciał przeżyć. Nie przyszłoby mi jednak do głowy, ani krytykować bohatera za brak odwagi, ani oceniać tak filmu, choć można pokazać losy ludzi takich jak rotmistrz Pilecki, czy Marek Edelman.
Weźmy taki film jak Brokeback Mountain, który nie epatuje przemocą, a mimo to kapitalnie oddaje uczucia bohaterów, ich rozdarcie pomiędzy światami, czasem mamy kino, gdzie trup ściele się gęsto, mamy wielką demolkę na ekranie i zero emocji, ostatnim takim filmem była dla mnie Szklana Pułapka 5, gdzie uświadomiłem sobie skalę rozdźwięku pomiędzy fizyczną akcją - tym co filmowane za grube miliony, a emocją jakie film wzbudza, albo raczej której nie ma.
OK to kino akcji, ale to chyba najbardziej obrazuje to co chce powiedzieć.
zle zrozumiales moje pierwsze zdanie, co sprawia ze cala twoja wypowiedz mija sie z celem. chodzilo mi o to, ze sama tragedia filmu sie nie zrobi, a potrzeba jeszcze mase innych czynnikow zeby film mogl byc dobry (scenariusz, aktorow itp. itd.). ten film w mojej ocenie nie ma prawie nic poza faktem ze opowiada o jakiejs tam tragedii zyjacego kiedys czlowieka.
a to ze jest o nim glosno to nie przez swietna rezyserie czy gre aktorska, tylko przez to ze opowiada o tragedii zniewolonego czarnego amerykanina w dawnej ameryce.
może nie tak... ja bardzo dobrze rozumiem autora tematu, ale on nie potrafi ubrać w odpowiednie słowa tego co chce przekazać. Chodzi mu o to, że jest to prosty film, widział coś podobnego tysiąc razy pewnie i nie robi to już wrażenia na nim. Jak po filmie, który wygrywa zloty glob wymaga się więcej. Jak dla mnie to Zniewolony niczym się nie różni od Głodu czy Wstydu. Tylko tym razem McQueen zrobił mega komercyjny obraz... dobrał oklepaną ekipe (nie licząc Lupity Nyong'o), łapy jeszcze w samej produkcji maczał Pitt, oczywiście wstrząsająca historia (chociaż dla nie których wcale, bo oglądali bardziej porażające filmy)... no i poruszony został ulubiony temat amerykanów czyli rasizm. Jak dla mnie każdy inny film, który prezentowałby identyczny poziom Zniewolonego... z marszu przegra tą produkcją, tylko z jednego wiadomego faktu. Czasami mam wrażenie, że sami oni wszyscy robią z igły widły... Czy to już nie staje się nudne? Walczyli z rasizmem od lat, w końcu afroamerykanin został prezydentem USA, a jest pełne równouprawnienie... walczyło o nie wielu ludzi, a ci dalej to samo. Wałkują i wałkują... szczerze mówiąc większe wrażenie, zrobiły na mnie "Służące" jeśli już trzymamy się tych klimatów. Poza tym nie można niczego tej produkcji odmówić... wszystko na najwyższym poziomie. Jednak brakuje mi "tego czegoś"... pierwiastka geniuszu? może... albo po prostu w tym roku jest żenująco niski poziom Oscarów. Nie pierwszy rok z resztą.
Tylko nie wiem czy jest to film komercyjny - sam temat nie pociągnie do kin tłumów, może jak na niszowe kino McQueena to dla niego przełom, ale czy ludzie wybiorą się do kina tłumnie, żeby oglądać cierpienia czarnego skrzypka ?
Zgodzę się, że film choć bardzo dobrze zrobiony nie jest genialny i wybitny i raczej nie będzie klasykiem pamiętanym za lat 20 czy 30 - mamy wiele filmów, które nawet zdobyły Oscara - a kto o nich dziś pamięta ? Były lata znakomite, gdzie właściwie każdy film zasługiwałby na Oscara i takie, gdzie właściwie można było tej nagrody nie przyznać, jak kiedyś Złotych Lwów w Gdyni.
Nie rozumiem po co autor wątku wrzucał do porównania swojego dziadka ?
no to co ty byś jeszcze chciał w tym filmie, żeby był bardziej komercyjny? kameralne kino to, to nie jest.
Zgadzam sie w pelni z Icem. Film swietnie zrealizowany. Klimat i realizm pozwala uswiadmic sobie jak w trudnych czasach zyli kiedys murzyni w Usa. Momentami miałem wrażenie że reżyser tym filmem chciałby spoliczkować tych wszystkich ktorzy niegdyś zniewalali. Dzis kiedy Obama jest prezydentem a po dyskryminacji rasowej nie ma śladu taki rewanżyzm to trochę głupota. Zapewne było też weiele plantacji gdzie ludzie traktowani byli jak ludzie.
Podoba mi się rola Fassbendera. Salomon grał przekonująco, ale w jego występie brakowało mi iskry, której także w całym filmie nie odnotowałem aby określić film mianem wybitny.
Ten film można by tak tematycznie przyrównać do skazanych na schawshank. Iskra o ktorej pisał ice choćby w tym filmie była, mam tu na myśli końcówke. W końcówce zniewolonego zabrakło mi czegoś co by sprawiło ze bede o tym filmie długo pamietal. Samo doreczenie listu, opuszczenie farmy i spotkanie z rodziną to dla mnie za mało. Sama gra aktorska w finale nie satysfakcjonuje mnie. Chcialbym czegos więcej, nie wiem jakiś trudny dylemat bohatera, podjęcie ryzyka. Gdyby ten wybawiciel z szeryfem pijawił sie podczas jakiegoś krytycznego momentu (biczowanie,wieszanie) odpowiednio dobrana muzyka można by zbudować niezapomnianą scenę ktora godnie wienczyla by i tak dobry film. A tu mamy tylko zwykle opuszczenie plantacji i pojechanie do domu.
Niestety zyjemy w czasach kiedy bez ostrej sceny gwaltu, wydlubywania patykiem galek ocznych i patrzenia na plonacego czlowieka, filmu nie da sie zrobic. Smutne. Ja osobiscie oczekiwalam glebokiej historii, niekoniecznie ukazanej za pomoca takich doslownosci. Duzo dluzyzn i przestojow, jakby zabraklo tresci do wypelnienia planowanego czasu. Watek Brada Pitta slaby. Do obejrzenia, ale czy na Oskara??? Zgadzam sie z hagen_filmweb, nie zapamietam filmu na dlugo.....
zwykły brak patosu... co jest wielkim plusem. Gdy jeszcze go dołożyli to by była pełno krwista produkcja dla hamerykanów. Wtedy wpisałby się idealnie w konwencje takiego titanica czy breave heart'a. Recenzje były by marniejsze ale tłumy w kinie większe.
Nie przesadzajmy w USA taki film dostałby od razu wyższą kategorię co utrudnia sukces kasowy.
McQueen to nie Tarantino i film wcale nie skupia się tylko na pokazywaniu fizycznej przemocy, jest o wiele bardziej zniuansowany, choć i tak totalnie krytyczny wobec Południa, a zrobienie filmu o dobrym plantatorze byłoby co najmniej nie poprawne politycznie, czy pokazanie, że murzyni nie odnajdą się w warunkach wolności.
O ile ciekawsze byłoby Django, gdyby np po stronie postaci granej przez Samuela L Jacksona była jakaś racja, czy choć cień argumentu, on sam np był zbiegłym kiedyś niewolnikiem, który nie odnalazł się na Północy, czy też mógłby się pochwalić, że zrobił coś do poprawy warunków życia na plantacji, a sam plantator nie był tak demoniczny i groteskowy jak Candy grany przez DiCaprio.
Tu jest tylko trochę lepiej w ukazaniu Południa.