Zmarnowane dwie godziny mojego życia. Film robiony bardzo, ale to bardzo pod Oscary. Od początku ma się wrażenie, że każda kolejna scena ma za zadanie poruszyć widza, przez co wszystko wydaje się wymuszone i sztuczne. Przez nudne 120 minut na okrągło pokazywane są
nieszczęścia niewinnych Negrów, bicie przeplata się z płaczem i łzami. Od czasu do czasu, główny bohater (Chiwetel
Ejiofor) wplecie jakąś płomienną przemowę o niczym, która w ogóle nie rusza. Zaskakuje mnie wybór właśnie tego
aktora do roli tytułowej. Jego bezbarwna gra aktorska na tle chociażby Fassbendera pozostawia niesmak.
Osoby które jakoś mogły pociągnąć ten film dostały jak najkrótsze epizodziki. Najbardziej szkoda mi Giammati'ego,
kiedy pojawił się na te 2 minuty z hakiem od razu przez momencik zrobiło się ciekawiej.
Podsumowując film jest słaby i polecam go jedynie osobom, które lubią płakać nad losem uciśnionych i nieustannie
bitych ( zamiast zamierzanego współczucia pojawia się z czasem obojętność i niechęć ) murzynów.
Jedyny plus to jako taka muzyka Zimmera no i te epizodziki Paul Dano, Cumberbatch + większa rólka Fassbendera.
Mi muzyka tak nie przeszkadzała, bo nie pamiętałem tak dobrze Incepcji.
http://www.youtube.com/watch?v=RhUE-GVeG44
Nadal twierdze, że muzyka jako jedna z niewielu by się wybroniła :P
Dla mnie ta muzyka była najlepszym elementem Incepcji, dlatego drażni mnie kiedy się powtarza w innych filmach. Tutaj jest to przynajmniej autoplagiat Zimmera, ale ewidentne naśladownictwo innego kompozytora zupełnie zepsuło mi końcówkę Kapitana Phillipsa.
A wg mnie film był ciekawy, nie lubię płakać nad losem czarnych ale to jak oni byli traktowani to jest fakt historyczny ;)